Wczorajsza noc była zdecydowanie jedną z najgorszych.
Byłam święcie przekonana, że umieram.
Każda nieudolna próba snu, który usiłował mnie zmorzyć kończyła się atakiem paniki, że to 'już'.
Wszechogarniająca duszność, być może będąca skutkiem pogodowej aury, zawroty głowy
i spłycony oddech.
Ściśnięty w kuleczkę żołądek, który jak zwykle o tej porze natarczywie domagał się o swoje i frustrujące wspomnienie przymierzania w galerii mocno ZA DUŻYCH sukienek w rozmiarze XS.
Dostałam głębokiej paranoi.
Myślałam...nie! Ja wiedziałam - że jeśli teraz, właśnie w tym momencie nie zjem czegokolwiek - umrę.
Strach przed śmiercią, uśpiona tęsknota za życiem, które - podobno - tracę z każdym dniem.
Zaczęłam obsesyjnie myśleć, co też MOGŁOBY to być.
No bo przecież nie rzucę się na jedzenie po północy!
Może jedna mała czekoladka z Hello Kitty schowana w nocnej komódce?
'Nie możesz, to same węgle, utyjesz!'
Albo tak reszta zalegającego w lodówce jogurtu 0% bez cukru?
'Kurcze, to już będzie 61 razy dwa...aż 122 kcal, oszalałaś?'
'Ostatni posiłek powinien być NAJPÓŹNIEJ trzy godziny przed snem!''
'Nie wolno Ci!'
Może chociaż kubek ciepłego mleka, to przecież NIE jedzenie, nic mi się nie może stać...
'2 %, mleko ma aż 2 %, kubek będzie miał całe 5!'
Nie wiem, jak wygrałam tę wewnętrzna batalię, ale po około pół godzinnych męczarniach znalazłam się w pokoju mej mamy, którą obudziłam dość absurdalnie brzmiącym zdaniem:
''Muszę coś zjeść, bo czuję, że umieram.''
Reszta nocy przebiegła sprawnie, może dzięki odsłoniętym roletom antywłamaniowym,może dzięki mleku, a może dzięki mamie, która zasnęła obok mnie, gdy usłyszała moje przerażone
''Śpij ze mną, bo jeśli umrę, to nie chcę być sama.''
Moze zaczniesz cos z sobą robic co ???? Sama widzisz jak to się kończy... Następnej nocy mozesz nie przezyć. Przepraszam ze to pisze ale zgłośsie do szpitala bo jestes ciężko chora. Nie rozumiem Twoich rodziców. Czemu sami Ciebie nie skerują na leczenie skoro widzą w jakim jesteś stanie
OdpowiedzUsuńw zasadzie oni są bezradni. Jestem osobą dorosłą (22 lata) i oni nie mogą o tym zadecydować. Miałam skierowanie do Krakowa, którego nie wykorzystałam, a tam warunkiem przyjęcia jest właśnie chęć pacjenta do podjęcia leczenia. Rodzice musieliby mnie ubezwłasnowolnić, ale widzą, że się staram ciągle jedząc więcej i więcej i w zasadzie tak to się toczy.
UsuńBywa lepiej, czasem jednak coś szwankuje.
Przykro mi z tego powodu. Można kogoś ubezwłasnowolnić tylko na okres trwanaia choroby...... I skierowanie do szpitala moze być przez sąd. Nie chcesz żyć??? Czemu nie chcesz się leczyć ?
UsuńTo nie tak, że nie chcę. W zasadzie - chciałabym być ZDROWA, może tak. Jednak droga, która ku temu wiedzie wydaje mi się bardzo ciężka i nie do przebrnięcia (jedzenie, świadomość 'tycia'). Ogromnie tęsknie za moim 'poprzednim' życiem, za swoim wyglądem. Aktualnie strasznie się sobie nie podobam, bardzo lubiłam siebie gdy miałam o te 10 kg więcej.
UsuńTeraz nawet wszystkie fajne ubrania wyglądają na mnie jak 'pożal się boże'. Okropne uczucie, nie akceptuję tego stanu, nie czuję się w tym dobrze, a mimo wszystko nie potrafię ruszyć z miejsca. Myślenie mnie stopuje.
Mam umówioną niedługo wizytę w krakowskim szpitalu, zobaczymy więc, co z tego wyjdzie.
P.S. Ogromnie chcę żyć.
Cieszę się że chcesz zyc bo jest ono piękne. Dobrze że jednak coś robisz i stawiasz krok do przodu. Musisz wlaczyć !!!!!!!
UsuńWiesz zró na kartce taką listę - tabelkę. Z jednej strony napisz co Ci dała anoreksja a z drugiej co ci zabrala i porównaj
Usuńmasz rację - to bardzo dobry pomysł, choć w sumie nawet bez listy w miarę unaoczniam sobie tę kolosalną dysproporcję. Inna kwestia, że argumenty choroby - mimo, że ich mniej, mają dość dużą siłę - to wtedy trudniejsze do przekroczenia...
Usuńbędę walczyć - podejmuję tę walkę już po raz trzeci, tym razem mam zamiar to wygrać na dobre!
dziękuję Ci, za słowa wsparcia. ;*
Zastanów się co jest dla Ciebie ważniejsze... Zdrowe, szczęśliwe życie czy tkwienie w chorobie. Twoi rodzice na pewno tez sie wykańczają i cierpią patrząc na Ciebie
Usuńcześć ... przerażające ,ale dokładnie wiem jak to jest , niestety ;(
OdpowiedzUsuńczy to twoje aktualne zdjęcie ?
tak, aktualne, stety-niestety.
UsuńJejku kochana...na prawdę musisz chociaż trochę na początek przytyć, bo Twoje ciało jest w opłakanym stanie! Nawet modelki w gazetach są grubsze :( ;'-( Ale jesz chociaż to co wrzucasz na bloga???
Usuńah, wiem, wiem. I najgorsze jest to, ze wcale, a wcale się sobie aktualnie nie podobam, wolałam siebie w 'grubszym' wydaniu... :(
Usuńtak, oczywiście, wszystko, co tutaj pokazuję jem - co prawda w symbolicznych ilościach, np. po jednym kawałku ciasta w ciągu dnia, ale jem.
Rozumiem Cię... teraz mam bmi 13.9 a to nei tak że nic nie jem... plecy mam trochę gorsze ale też w nocy mnie ostatnio nachodziły takie myśli... wtedy poszłam i zjadłam łyzeczke mielonego lnu, przynajmniej oczysci jelita oza 12 kcal..
OdpowiedzUsuńja również nie jadę wyłącznie na miseczce surówki dziennie (jak wiele osób mnie podejrzewa). Zjadam aktualnie 4 posiłki dziennie, łącznie ok 1600 - 1800 kcal. Cóż to, jak i tak nadal chudnę.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMoże za dużo ćwiczysz dlatego chudniesz?? Ile teraz ważysz?
Usuńćwiczyłam jeszcze do niedawna, ale były to znikome ćwiczenia. Parę brzuszków na wieczór, jakieś rozciąganie. Porzuciłam to ok. 2 tygodni temu, a chudnięcie nawet jakby przyspieszyło...
UsuńHmmm może zawyżasz ilość kalorii? Np. coś ma 100 a Ty liczysz za 120 i tak się uzbiera z 200 - 300 w ciągu dnia i chudniesz...
UsuńAlbo może jakiś pasożyt? Wtedy się bardzo szybko chudnie :(
Kochana, to strasznie smutne. Wyglądasz przerażająco. Próbowałaś korzystać z pomocy psychologa?
OdpowiedzUsuńparadoksem całej sytuacji jest fakt, że moja mama jest psychologiem, a ja sama przez rok studiowałam psychologię (to również wtedy nastąpił nawrót mej choroby). Jednak wiadomo - mama przede wszystkim jest MAMĄ na pierwszym miejscu. W poradni publicznej czeka się pół roku na psychologa - kiedy przyszła moja kolej - po prostu to olałam i straciłam kolejkę. Nie mam rozeznania co do dobrych psychologów w okolicy, choć dostałam namiary na Kraków, gdzie w połowie miesiąca jadę na konsultację.
UsuńSzkoda, że "olałaś" tamtą wizytę. Być może teraz byłabyś już w trakcie leczenia. Ale nie ma co gdybać. Teraz jest teraz i to właśnie TERAZ musisz coś zrobić. Obyś dotarła na konsultację do Krakowa, nie rezygnuj, bo to bardzo dobra klinika. Dr Curyło jest świetnym specjalistą. Również jestem umówiona na konsultację, ale dopiero pod koniec lipca.
UsuńA co obecnie studiujesz?
Dr Curyło, to w Krakowie?
UsuńObecnie studiuję...śpiew. ;) Chodzę do Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. :)
Tak, w Krakowie;)
Usuńooo! Zaskoczyłaś mnie, ale bardzo pozytywnie:)
oho - to bardzo się cieszę. :)
Usuńa Ty, czym się zajmujesz?
a wracając do tego doktora...słyszałam, że ponoć 'ostry' on, jaki jest?
Studiuję prawo;)
UsuńCo do dr Curyło, owszem jest hmm może nie ostry, ale stanowczy. Musisz mu "pokazać", że bardzo zależy Ci na leczeniu i że chcesz coś zmienić w swoim życiu. Nie przyjmuje osób, które przyszły pchane przez rodziców, a same nie wykazują chęci podjęcia terapii. Musisz mu udowodnić, że jesteś zdeterminowana.
Powodzenia!
Rowniez leczylam sie u Curylo... Niestety nie przypadlismy sobie do gustu .. :)
UsuńMoze sprobuj tu http://www.drzewozycia.com.pl/ . Polecilabym Ci jeszcze szpital na kopernika gdzie mi mocno pomogli ale przedzial wiekowy (i dla Ciebie i dla mnie;)) juz nie ten.
Wiesz, czasem mam podobnie. Kładę się spać,czuję przez ubranie sterczące kości,jakiś dziwny ból w okolicach serca... I pojawia się myśl, że przecież mogę się nie obudzić, że zamknę oczy i już ich nie otworzę.
OdpowiedzUsuńPowinnaś zacząć się leczyć! Po zdjęciu widać, że masz bardzo dużą niedowagę! Możę faktycznie szpital?
Jakbyś chciała pogadać to pisz ankaa333@gmail.com
Amy a Ty tez masz problemy z ED?
UsuńZgadzam się z wcześniejszą wypowiedzią, powinnaś sobie pomóc... Z pewnością nie jest to takie łatwe jak nam się wszystkim wydaje, ale pamiętaj, że chodzi tutaj o Twoje życie! Z którego powinnaś się cieszyć i wykorzystywać każdą chwilę :) Szczególnie w tak piękne dni jak są teraz :D
OdpowiedzUsuńja walcze z tym od wakacji , prawda , jest bardzo ciężko ,ale wiem ,że muszę przytyć , jestem pod okiem licznych psychologów , psychiatrów ...
OdpowiedzUsuńostatnio waga znowu mi spadła i musze w ekspresowym tempie to poprawić bo nie mam zamiaru wyjeżdzać do szpitala tylko chce żyć normalnie !!
dobrze, że masz w swoim otoczeniu wsparcie lekarzy - to bardzo ważne.
UsuńNade mną niestety (póki co) nikt jeszcze nie czuwa, jednak w najbliższym czasie zamierzam oddać się w ręce specjalistów, bo po prostu mnie już to męczy.
Jem więcej, a chudnę wciąż...
też nie lubię szpitali, zaliczyłam już trzy i więcej nie mam zamiaru!
Wiesz, jeżeli sobie nie radzisz, to szpital jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Długo chorujesz? Byłaś może w szpitalu na Sobieskiego w Warszawie?
UsuńNie, nie byłam w Warszawie Zaliczyłam dwa szpitale we Wrocławiu. Dostałam skierowanie do Krakowa na, kiedy moja lekarka spytała się, czy wybieram Kraków czy Warszawę.
UsuńWiesz coś, o tym warszawskim? Jaką masz opinię?
Wiem dosyć dużo o jednym i drugim;) O Warszawskim z własnego doświadczenia, a o tym w Krakowie od przyjaciółki. Oba polecam z całego serca! Spędziłam w szpitalu na Sobieskiego 3 miesiące. Było ciężko, co jest oczywiste. Nie powiem, że wyszłam zdrowa, ale był to dla mnie duży kop aby o siebie zawalczyć. Pobyt tam wiele mi uświadomił, otworzył oczy na wiele spraw. Ludzie cudowni, personel również. Nigdy bym nie pomyślała, że będę opuszczać IPiN cała zaryczana;) Nie radziłam sobie sama, mijały dni, miesiące, lata. W końcu zdecydowałam się właśnie na szpital. Nie żałuję! Obecnie chodzę na terapię indywidualną do wyjątkowej terapeutki, którą również mogę Ci z czystym sumieniem polecić. Ale Ty chyba jesteś z północy Polski, tak?
UsuńŚciskam Cię mocno:)
Chyba jednak coś mi się pomerdało;p Wydawało mi się, że pisałaś kiedyś o tym, że studiujesz w Gdańsku;P Być moze coś pomieszałam^-^
Usuńtak, tak, musiało Ci się pomylić. :) ja jestem z Wrocławia
Usuńa cóż to za terapeutka? :)
To terapeutka z Warszawy, więc chyba nie będziesz zainteresowana.
Usuńpozdrawiam:*
Miałam dokładnie to samo, tylko, że w pracy... Pracuje jako kelnerka w bardzo znanym i uczęszczanym miejscu i pewnego dnia omdlałam... I wiedziałam, że jak czegoś ze sobą nie zrobię to umrę... 10 godzin ciężkiej fizycznej pracy przy zjedzonym małym kawałeczku kurczaka a otoczona litrami czekolady i smakołyków.. Katorga!
OdpowiedzUsuńAle odbiłam się, idę do przodu, juz 5 kg, wracam do życia.
Nie warto, naprawdę nie warto! Wiesz już, że możesz się doprowadzić do granic, że możesz być 'lepsza' niż inni i nie jeść... Wystarczy więc już...
Teraz udowodnij, że możesz jeść... Albo po prostu idź do tego szpitala bo umrzesz... A nie warto, uwierz. Lepiej się żyje jak się je, mówie z doświadczenia :)
Jakbyś chciała pogadać czy cokolwiek to daj znać, pogadamy prywatnie :)
trzymam kciuki samotny
UsuńAż nie wiem co napisać.... jest mi przykro, że tak cierpisz...jeśli mogę jakoś pomóc, pisz, mogę gotować i piec i kurierem wysyłać co lubisz;) Pomoż sobie, nie marnuj życia, nie zabieraj sobie tego co może Cię spotkać!
OdpowiedzUsuńBiedactwo :* jestem z Tobą!
OdpowiedzUsuńdziękuję Kochana! ;*
Usuńostatnie dni i nocy tez sa dla mnie bardzo ciężkie...trudności z oddychaniem,ze snem,ból....kołatanie serca itp.
OdpowiedzUsuńpierwsze dni upałów są tak samo trudne jak pierwsze dni głodu
i wiem,niesety jak to jest gdy xs jest za duża
i jakim wzrokiem patrza na ciebie ludzie...
jesli moge spytac jakie masz bmi?
moje to ok. 13.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńdziewczyny powinnyscie sprobowac odzywiac sie zdrowo - racjonalnie, powolutku zwiekszac kalorycznosc moze pomoze? zycze Wam powrotu do zdrowia;*
UsuńKochana, sama przechodziłam takie problemy, od 16 roku życia sypałam się, ale dzięki rodzicom wyszłam- ich wsparcie, cała rodzina, przyjaciele. Ale to trwało .... bo jak pojechałam na studia nawróciło sie ze strojona siłą że w wieku 22 lat trafiłam z BMI 10 na oddział ze świetnymi wynikami badań a z wycieńczeniem organizmu i trupim wyglądem. Ale tylko Centrum JP II w Sosnowcu mi pomógł bo inne kliniki (znane) odmawiały przyjęcia. Bałam się, nie chciałam się leczyć, ale byłam zmęczona i miłośc do życia, rodziny, plany i wspomnienia mnie dopingowały - poszłam,....... straszną walkę odbyłam (6 mieś.) i po wyjściu i ciągłych małych czasem potyczkach, żyję pełnią życia !!! Mam 26 lat, wspaniałe życie, ludzi wokół siebie, cudowna pracę i rozwijam się na każdym poziomie radości i życia. Pomogę jakbys chciała coś kiedyś ....
OdpowiedzUsuńAż Ciężko mi uwierzyć, bo poprzednie posty zupełnie nie wskazywały na Twoją chorobę.
OdpowiedzUsuńI że aż tyle innych osób się znalazło.
Trzymam za Was kciuki i mam nadzieję, że dacie radę z powrotem do zdrowia!
dziękuję Ci pięknie. ;*
Usuńwłaśnie dlatego miałam pewne opory przed publikacją tutaj takiej notki.
Nie wiedziałam, jak ludzie zareagują, a jednocześnie czułam potrzebę umieszczenia gdzieś tego i wyrzucenia z siebie...
Smutne, jak dużo dziewczyn wpędza się na własną prośbę w chorobę. Trzymam kciuki, oby było lepiej! :*
OdpowiedzUsuńBoże kochana... tym postem bardzo mnie przestraszyłaś i po prostu zatkało mnie. Moje BMI też jest strasznie niskie, ale takich historii nigdy nie miałam. Współczuję Ci ogromnie i jestem z Tobą. Może napiszesz do mnie na mejla, albo gg? Pogadałybyśmy ? może to by Ci jakoś pomogło ?
OdpowiedzUsuńTrzymaj się kochana ! Nie możesz się poddać !
Nie wiem co MNIE wyciągnęło z anoreksji. Może po trochu terapia, po trochu nowy związek, przyjaciele.. ale to wszystko zależy od Ciebie. Moim głównym impulsem były studia. Perspektywa tego, że marzenia przepadną, rodzice mi nie pomogą, nie zaufają, dłuższe wizyty w szpitalu równa się powtarzanie roku.. Nie chciałam tego, tylko nie to.. jeśli mogę cos poradzić TOBIE to.. dostrzegaj wsparcie innych, i ich ból. Na pewno nie chcesz krzywdzić mamy, to jest zamknięte koło, które napędzają niekończące się wyrzuty sumienia. Wyrwiesz się stamtąd powolutku. Ja potrzebowałam tego innego światełka, czegoś co mi zastąpi poczucie (fałszywe zresztą) bezpieczeństwa, jakie dawała mi chudość. Marzenie, marzenia- niech one Cię napędzają, niech będą to takie, których osiągnięcie wymaga zdrowia. Chciałam bardzo jechać na narty.. parę lat nie byłam bo bałam się mrozu, bałam się, że zasłabnę na stoku, że w góralskich pensjonatach nie będzie nic oprócz kiełbasy i białego chleba. Ze zdrowym umysłem chyba dałabym sobie już radę.. Powoli. I wiem, że Ty też. Myślę, że osobiście jestem już o te kilka kroczków bliżej normalności, a raczej bliżej samej siebie. Ciągnie z powrotem. Codziennie, co wieczór, co noc. Zamykam oczy i myślę o tym wszystkim, czego anoreksja mi nie da. Lub co mi zabrała, czego juz nigdy nie odzyskam. Chciałabym Ci pomóc.. Nie jestem zdrowa. Ale zdrowsza niż byłam.. zyczę Ci miłości. Takiej, co cały Świat Ci daje. Żebyś ja zobaczyla i poczuła. Ja w tym momencie Cię szczerze kocham, tak po prostu i bez wstydu. CHcę, żeby to było coś dobrego dla Ciebie. Kate
OdpowiedzUsuńZadziwiajacy wpis.
OdpowiedzUsuńBlog kulinarny to apoteoza jedzenia a nie anoreksji. Mam nadzieję, że twoi bliscy czytają to co piszsz i nie będzie to dla nich obojętne. Mam nadzieję róznież, że nastepne wpisy będa na temat. W przeciwnym wypadku będe ten blog omijać szerokim łukiem !
Pozdrawiamy Tapenda.
Zadziwiający komentarz... no, rzeczywiście, zupełnie na miejscu, haha, aż mnie zatkało... na chwilę xD
UsuńOgólnie nikt tu nikogo do odwiedzin blogów nie przymusza i skoro uważasz, że Tęcza w Słoiku nie jest kulinarna... cóż, ja tam widzę, że jest ;P
A że 'raz na ruski rok' pojawi się jakiś wpis bez przepisu - ale jak najbardziej, uważam, tematyczny...
Mnie tam osobiście akurat bardzo interesuje takie odmienne postrzeganie kulinariów, odżywiania się w ogóle...
Mówisz, że blog kulinarny ma być apoteozą jedzenia, tak? Skoro według Ciebie - jak komu, jak dla kogo :PP
A Autorce... ummm... nie mogę powiedzieć niczego ponad, że serdecznie mocno trzymam kciuki za wytrwałą walkę z tą paskudną chorobą - nie daj się!
Pozdrawiam!
N.
Nie wiem co Ci napisać... Czytając Twój wpis milion myśli kłębiło mi się w głowie, tyle słów ciśnie się na usta i... mimo wszystko nie wiem co powiedzieć... sama przez to przechodzę, leczę się od roku i tak bardzo chciałabym wrócić do tego NORMALNEGO życia, które było przed chorobą... Nie ważne jak bardzo się staram i tak nie potrafię się pozbyć tych myśli o jedzeniu - co zjem, o której zjem, ile to będzie miało kalorii... To takie ograniczające! Idę z chłopakiem przez Monciak, ludzie jedzą lody, gofry "Kuuurczę, Paweł zjadłabym se loda..." "to czemu nie zjesc? możemy iść" "...nie mogę, już 20 godzina". W domu Paweł wyciąga 1 piwo, 2 piwo... a dla mnie pół to max bo to przecież kaloryczne... On zje całe pudełko Michałków jak się wciągnie i nic mu to nie zrobi a ja? ledwo 1 wcisne bo to aż 90kcal, a przecież już dzisiaj zjadłam "AŻ" kostkę czekolady... co gorsza, wczoraj i przed wczoraj też zjadłam czkoladę, batonika... o zgrozo! nie mogę jeść słodyczy bo przecież przytyje! Zazdroszczę osobom, które mogą jeść i nie tyją tak łatwo, a ja? 155 wzrostu, 40kg, nie dość że niska to jeszcze XS na mnie wiszą a i tak się boję... nie wiem co robić, nie wiem jak jeszcze bardziej sobie pomóc... przecież już podjęłam leczenie to czemu ta męczarnia się nie kończy?...
OdpowiedzUsuńdokładnie wiem, o czym mówisz. te kalorie, liczenie...niby poczucie kontroli, ale jednak to COŚ ma kontrolę nad nami, to my jesteśmy niewolnikami.
Usuńdobrze, że podjęłaś leczenie. Myślę, że w każdym przypadku jest to kwestia czasu. Powinnaś mieć wiarę w lepsze jutro, z nadzieją patrzeć przed siebie, a z czasem będzie coraz lepiej. Tego życzę i Tobie i sobie. ;*
tę męczarnie muszą mieć w końcu gdzieś swój kres, bo przecież jakże by inaczej?
Jestem w szoku. Twoje zdjęcie jest straszne! Nie mogę uwierzyć, że to Ty, zwłaszcza, że odkąd Cię czytam przez myśl mi nie przeszło, że możesz chorować.
OdpowiedzUsuńChorobę znam, bo bliska osoba z mojej rodziny zapadła na nią kilka lat temu.
Ona wygrała, bo poddała się leczeniu w szpitalu. Mam nadzieję, że Ty podejmiesz właściwą decyzję i też poddasz się leczeniu. Życzę Ci, aby Ci się udało :) Żebyś pokonała chorobę i mogła na powrót cieszyć się życiem :*:*
Trzymaj się dziewczyno. Ja choruję na nerwicę lekową i zupełnie miałam podobne objawy, tylko z tą różnicą, że z nerwów nie dałam rady jeść. Teraz jest już wszystko w porządku, ale jestem na lekach. Funkcjonuje normalnie i zaczynam z blogiem kulinarnym to jest teraz moje szczęście w życiu. Może i ty znajdź coś co Ci da szczęście?
OdpowiedzUsuńdziękuję Ci bardzo. ;*
Usuńmam parę takich rzeczy, które mnie uszczęśliwiają. Zawsze uszczęśliwiały, do momentu pojawienia się choroby, która zabrała wszystko. Do momentu, aż najważniejsza stała się 'kontrola' jedzenia i kcal.
Mam nadzieję, że któregoś dnia obudzę się i już TEGO nie będzie...
5 rok, leczę się w Krakowie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńjak tam Kraków? zadowolona jesteś z leczenia?
Usuńpozdrawiam również! ;*
Mieszkam niedaleko Ciebie.
OdpowiedzUsuńCałkowicie znam to uczucie, którym piszesz. U mnie zaczęło się od anoreksji właśnie a potem przerodziło w bulimię. Tak samo znam tabele kaloryczne na pamięć i najmniej kalorycznym rzeczami zawsze są: woda, kawa pażocha i papierosy. U mnie to nawet doszło do tego, że zajadałam się sudafedem żeby jeść. Niestety moje 180 wzrostu całkiem bardzo domaga sie jedzenia. Cieszę się, że walczysz ale to wciąż trudna droga właśnie.
Pozdrawiam i trzymam kciuki
Szczerze? Nie podejrzewałabym, że możesz być chora. Wręcz przeciwnie, po Twoich postach wydawałaś się osobą tryskającą zdrowiem.
OdpowiedzUsuńJeśli rodzice nie chcą aż tak ingerować to może sama to zrób? Wiem, że to trudne, ale teraz będą wakacje. Może warto na kilka miesięcy odseparować się i zacząć normalnie odżywiać? Chudniesz, bo wciąż spalasz więcej niż jesz!
Trzymam kciuki, tylko daj sobie pomóc :*
a widziałyście jej zdjęcie? Jedna z pierwszych notek, przerażająco chude nogi... Od razu widać, że nie jest to naturalna chudość, a choroba.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło i walcz o siebie!
dziękuję Ci bardzo, będę walczyć! ;*
UsuńW życiu bym nie powiedziała. Nie wiem czy jest sens pisać na blogu, tym bardziej, że jesteś bezradna w tym co robisz. Zaraz się posypią wpisy, chcę być taka szczupła taka jak Ty. Jeszcze gdybyś napisała, że leczysz się i walczysz... Życzę siły, siły do jedzenia, siły do życia i do leczenia :*
OdpowiedzUsuńA ja nie rozumiem Waszego wielkiego zdziwienia? "w życiu bym nie pomyślała/powiedziała","Jejku, nie mogę uwierzyć!" Kurcze, a co w tym dziwnego??!! To nie jest blog nt. ED tylko blog kulinarny, więc chyba nic dziwnego, że autorka wcześniej nie wspominała nic o swojej chorobie. Nie widzę również nic zadziwiającego w jej "wesołych" wpisach. Nie mogę pojąć skąd takie zdziwienie i zaskoczenie?!! Zaburzenia odżywiania mogą dotknąć KAŻDEGO, a tzw. banan na twarzy i uśmiech to maska dla choroby.
OdpowiedzUsuńAutorce życzę dużo siły. Da się z tego wyjść, ale trzeba BARDZO chcieć i dać z siebie wszystko. Sama leczę się już dosyć długo, ale co najważniejsze robię to dla siebie, ja chcę żyć. Teraz Ty dokonaj wyboru.
Pozdrawiam serdecznie,
Iza
Skoro blog kulinarny to po co wspominać o chorobie w takim razie. Jak widać to się łączy.
UsuńGłównie na myśli miałam ogromne zdziwienie wielu komentujących. Możesz powiedzieć, dlaczego niby nie pomyślałabyś? Bo Roksana dodawała radosne wpisy i w ogóle wszystko jest kolorowe itp.? A może pod tą przykrywką jest pełno smutku, bezradności, lęku? Czy to takie dziwne? nie powiedziałabym.
UsuńIzo: nie krzycz, proszę i nie nadużywaj pytajników i wykrzykników. Skąd to zaskoczenie wielu komentujących? Hm. Może po prostu stąd, że tok rozumowania osoby zdrowej jest chyba nieco inny, niż chorej, a że - jak sama mówisz - ta przykrywka była całkiem skuteczna to nikt nie podejrzewał dziewczyny o chorobę? Skoro jej nie znamy i nie miałyśmy okazji poznać w rzeczywistości to jak można cokolwiek przypuszczać?
UsuńPozdrawiam ciepło!
PS Przepraszam Roksanko za określanie Cię w trzeciej osobie ;) :*
A ja w tym nic nienaturalnego nie widzę... Mi też niejednokrotnie mówili "Olka, ja ciebie nie rozumiem... uwielbiasz gotować to dlaczego do cholery nie jesz?" jedzenie i gotowanie się wzajemnie uzupełnia i co gorsza... gotowanie niestety nakręca chorobę, bo zamiast uwolnić się od tych natrętnych myśli to przeglądając blogi kulinarne i myśląc co się ugotuje niestety wcale się sobie nie pomaga... Ale osoba zdrowa niestety nigdy nie zrozumie, co to znaczy. Nawet w styczności z osoba bliską która przez to przychodzi nie będziesz w pełni wiedział co dokladnie oznacza ta choroba jeśli sam na nią nie zapadniesz... I nikomu tego nie życzę, NIKOMU. Podziwiam ludzi którzy z tego wyszli i znowu potrafią w pełni cieszyć się życiem, bo ja - pomimo leczenia - nie potrafię.
UsuńA dlaczego nie wspominano o tym na blogu? Też mnie to nie dziwi... Nie widzę sensu w afiszowaniu się, że ma się problem. Owszem przychodzi taka chwila, że chce się wylać cały swój żal, wygadać, wypłakać... Tylko to jest WEWNĘTRZNA walka samej ze sobą i swoimi myślami.
dokładnie. Miałam naprawdę spore opory przed umieszczeniem tutaj właśnie tej notki. Jednak odczuwałam jednocześnie silną potrzebę 'wylania' gdzieś swoich myśli i TEGO wszystkiego. Pomyślałam, że blog może się w tej kwestii całkiem sprawdzić, choć spodziewałam się takiej zaskoczonej reakcji czytających i odwiedzających.
UsuńPomijając ten fakt, dziękuję Wam wszystkim bardzo, że przyjęliście to w taki, a nie inny sposób! ;*
naprawdę,bardzo Ci współczuję tego stanu,to jakby zawieszenie w próżni,coś w rodzaju daleko idącej,świadomej destrukcji w swoje własne ja,a przecież mamy je tylko jedno..
OdpowiedzUsuńjakiś czas temu przechodziłam podobne zaburzenia,teraz z perspektywy czasu odbieram to jako zagubienie,nieświadomość siebie.
uczę się,ciągle się uczę!
pozdrawiam!
Ja mam lekarkę z Wrocławia o terapii uzależnień i współpracuje ona z lekarzem psychiatrą. Oczywiście laki też biorę na mniejsze łaknienie.
OdpowiedzUsuńCo do jedzenia przy kimś, miałam identycznie. Najwięcej pożerałam przy znajomych, całe blaszki ciasta. Mój organizm bardzo szybko zatrzymuje wodę, w miesiąc przytyłam 10 kg... zostało mi 5 do wagi, którą chce mieć a jeszcze jest w normie co do wzrostu.
Ale mam zamiar to zrzucać bardzo powoli.
Wyobraź sobie jakie było moje zdziwienie, kiedy zaczęłam jeść wszystko, dosłownie i słodycze, normalne obiady, zdrowe jedzenie. Tylko w niezbyt dużych porcjach a często. Nie przytyłam! A chudłam! Niesamowite...
Cera mi się poprawiła i wyglądam naprawdę zdrowiej. Na razie walczę z uzależnieniem małym od tatuaży... na szczęście kwiaty na ręce cały czas poprawiam i szybko nie skończę.
Mój największy błąd w bulimii to herbatki przeczyszczające. Rozwalały mnie dosłownie od środka, bolało mnie całe ciało. Do tego wymioty po 20 razy dziennie, zjadłam i od razu pozbywałam się, żeby broń boże nie strawić.
Moja lekarka bardzo mi pomaga, dostanę teraz rentę lekarską na bulimię i odszkodowanie. Nie mówiąc o programach pomocy w stylu laptop za darmo itp. Czuję, że ktoś mnie wspiera i dba o to abym czuła się wciąż lepiej. Naprawdę bez niej nie dałabym rady, jest moim wybawicielem (do tego sama chorowała).
Rentę lekarską? O pazadon JA mam płacić-jak miliony innych Polaków-za bulimię czyjąś gdy w tym samym mieście są niepełnosprawne chore dzieci którym zaniżają lub odbierają rentę?
UsuńPotem się dziwić że nikt nie szanuje ludzi po / z ED
*pardon
Usuńbardzo dlugo chorujesz...
OdpowiedzUsuńto tez nie jest moje najnziesz bmi,ale nie o to chyba tu chodzi
tak,jestem z wroclawia
i w przyszlym tyg. planujemy pierwsze spotkanie grupy wsparcia-byłabys zainteresowana?
Powodzenia w walce z chorobą.
OdpowiedzUsuńA co sądzę o tej szopce to nie napiszę,bo Cię lubię i szczerze życzę powodzenia.
Albo umrzyj albo żyj i się lecz i skończ z farsą udawania. Są dwie drogi. Wybór należy do Ciebie.
Gdybyś chciała żyć byłabyś w szpitalu, byłabyś w ośrodku? Skąd wiem? Wiem.
Pozdrawiam
Tobie ubezwłasnowolnienia trzeba, wiesz?:* Ja Ci to załatwie-poproszę współlokatorkę ;)
UsuńBo już raz patrzyłam na osobę,która się wykańcza-tylko ona gdy miała taką akcję pt: wznowa = krzyczała wniebogłosy i dzwoniła i płakała wiedząc że w tej chwili się odważy iść do szpitala ale za dwa dni już będzie jej umysł cwaniakował.
Ale aktualnie patrzę też na osobę,która się niszczy dogłębnie-wprawdzie jeszcze to nie jest ED, ale cholerne problemy psychiczne-niszczy się,alienuje,męczy, ma zakrzywiony sposób patrzenia na siebie i dokładnie jak Ty nie chce pomocy-chce pogłaskania po główce gdy dzieje się źle. Na propozycje pomocy mówi nie i tak też trzeba by ją ubezwłasnowolnić.
Nie zawsze miałam siłę, nie zawsze było mi łatwo, nie zawsze(raczej przez większość mojego krótkiego życia) miałam zły/nieprawidłowy/okropny stosunek do jedzenia, do samej siebie, do ludzi,do życia. Zaraz polecą pytania o ED. NIE. Wiesz czemu? Bo miałam świadomość,że mnie nikt nie złapie, nie zwróci uwagi i mogę się wykańczać jak tylko chcę- co też robiłam w przeróżne sposoby. Dorosłam,dojrzałam, spotkałam na drodze ludzi,którzy dali mi kopas w dupas,ale spotkałam też takich którzy wyciągnęli rękę.
Masz tutaj mase propozycji. Skorzystasz? Pewnie nie. Choć powinnaś. Ale następnym razem ludzie,którzy oferowali Ci pomoc nie wyciagną jeszcze raz ręki. Proponuje skorzystać póki proponują.
Pozdrawiam
ola
Zawsze mnie wkurza, że osoby z ED są do siebie takie podobne...
OdpowiedzUsuńIle razy w nocy mnie napadało: "Nic dzisiaj nie zjadłaś, ty kiedyś umrzesz z głodu" ? Choroba przysłania nasze osobowości, stajemy się takie same. Mamy te same nawyki, sposób bycia.
Nie żal Ci prawdziwej Ciebie ? Skoro masz takie podejście (chciałabym, próbuję), to już połowa sukcesu : ) Próbuj pokochać SIEBIE, zdaj sobie sprawę, czym jest anoreksja - pasożytem żerującym na TWOIM ciele i duszy! I pozwól sobie pomagać lekarzom, oni czasem denerwują, ale na dłuższą metę są pomocni. ; )
Powodzenia w tej samotnej - niestety - walce. Bo nikt za nas tego nie zrobi... :)
no dokładnie. kiedy pierwszy raz to zobaczyłam byłam w szoku, teraz mnie to zwyczajnie wkurza, jak i Ciebie. Myślimy, że jesteśmy w tym, co robimy wyjątkowe, a okazuje się, że szablonowo, absolutnie takie same.
Usuńeh.
dziękuję Ci bardzo za wszystkie Twe słowa i mam nadzieję, że mi się uda... :) ;*
Mnie zupełnie nie dziwi blog kulinarny w wykonaniu anorektyczki. Gotowanie dla innych bez próbowania, patrzenie na jedzenie, kupowanie tony produktów, których nigdy nie zjemy, a jak zjemy to z ogromnym poczuciem winy, które zabije przyjemność. Naprawdę mozna dojść do perfekcji w pieczeniu i gotowaniu na czuja. Można udawać latami- przed sobą i innymi. Tylko po co? Życie jest jedno- banał, ale prawdziwy. Sama niec nie zdziałasz- terapia jest NIEZBĘDNA. Wparcie rodziny, jeśli to mozliwe, jest kluczowe, by w najgorszym okresie (czyli tam, gdzie jesteś teraz) pchnąć sprawę do przodu. Nie ma na co czekać, umierasz z każdm dniem. Wiem, wydaje sie, że śmierć dotyczy tylko innych, ale let s face it- to nieprawda. Ty też mozesz umrzeć i prawdopodobnie tak się stanie jeśli nie zawalczysz o siebie.
OdpowiedzUsuńWiem, jak jest Ci cięzko, jak bardzo chcesz przestać, jak tęsknisz za starą sobą, jak chciałabyś się wyspać, zjeść śniadanie i pójść na spacer, pełna energii i mysli innych niż jedzenie.
Wiem to wszystko. Bo mnie już się udało. I kocham życie.
Nie zmarnuj swojego.
Jeśli chciałabyś pogadać, potrzbujesz rady co do specjalistów etc- podaj maila.Chętnie pomogę.
dziękuję za komentarz, z tym, że nie do końca się zgodzę z większością kwestii.
Usuń1. to nie prawda, że nie próbuję - ba, nie jem - tego, co piekę i tutaj pokazuję. Jem dosłownie wszystko, co tu zamieszczone, w normalnych ilościach (kawałek ciasta na drugie śniadanie czy podwieczorek). Zjadam ok 1800 kcal dziennie, w tym największe, wręcz wypasione śniadanka za ok 700 kcal, typu racuchy, gofry czy naleśniki z nutellą. Inna sprawa, że wszystko dokładnie wyważone i oszacowane, aczkolwiek JEM. (jednak wciąż chyba za mało, bo nadal chudnę.)
2. Śpię, wysypiam się wyśmienicie, chodzę spać o 23 i wstaję zawsze równiutko 7:30, wyspana i wypoczęta. :D
3. Lubię życie, nawet bardzo, zajmuję się innymi sprawami. Chodzę do szkoły, śpiewam, pracuję, mam biznes na allegro.
cóż to jednak, jeśli - tu masz rację - ciężko mi się wykaraskać.
Pozdrawiam Cię serdecznie ;*
1800 kcal dziennie to za mało. Dziewczyna w Twoim wieku potrzebuje powyżej 2000, dlatego chudniesz. Niepotrzebnie sobie utrudniasz życie.
UsuńCzytam twojego bloga od początku i wiedz, że jestem z tobą całym sercem. mam dopiero 14 lat, ale moje BMI wynosi nieco ponad 15. Jestem okropnie chuda, na rękach wyraźnie widać mi niebieskie pulchne żyły, nogi całe w "pajączkach", łopatki, biodra, wszystkie kości na wierzchu... Nie czuję się źle - jem normalnie, czasem więcej czasem mniej, nie mam wyrzutów co do ilości jedzenia, ale wyglądem przypominam niejedną anorektyczkę. Najgorsze jest to, że boję się tej choroby na przemian z bulimią, a komentarze koleżanek typu "ale masz świetne chude nogi" wcale nie pomagają. Wstydzę się swojego wyglądu, swojej chudości. wzrost 172cm a waga 47. Nie umiem przytyć, choć przy każdym posiłku powtarzam w myślach "spraw żeby poszło w nogi". Wszystko przez ten wygląd. Czuję się zdrowo, ale ostatnio powątpiewam patrząc na wystające łokcie i żylaste ręce.
OdpowiedzUsuńmasz niziutkie BMI. trzymam kciuki za Ciebie, bo jesteś jeszcze bardzo młodziutka, a szkoda by było, abyś się uwikłała w tę straszną chorobę. Trzymam kciuki za Ciebie i życzę Ci dużo zdrowia. ;*
Usuńi oczywiście bardzo się cieszę, że tu jesteś i mnie czytasz. :)
zapraszam więc ponownie i pozdrawiam ;*
Anonimowy,jesli jesz normalnie,to nie przejmuj sie chudoscia,taka uroda .dopiero po 30ce nabralam kobiecych ksztaltow.Waze 55 kilo.Ale nigdy nie bylam chora i nie mialam problemow typu anoreksja,czy bulimia.Nigdy nie liczylam kalorii.Kolezanki mi zazdroscily,ze objadam sie nieprzyzwoicie ciastkami,lodami itp.i nie tyje.Nie wszystkie chude dziewczyny sa chore.Jedz ile sie da i ciesz sie,ze mozesz.A Tobie Rocksanko udanego leczenia i powrotu do zdrowia zycze.Agata
UsuńPodaj swoje gg, maila lub fb to pogadamy, będzie wygodniej :) Jeśli masz ochotę oczywiście :) Ja jestem nadal 'w' tym wszystkim choć już sporo do przodu, zwłaszcza psychicznie, tycie to formalność już dla mnie (: Więc postaram się jak najbardziej pomóc, mnie właśnie inne koleżanki po pomogły najbardziej, zobaczyłam, że można i że warto (:
OdpowiedzUsuńJa na szczęście (po xxxxx próbach) trafiłam na dobrych lekarzy, terapeutów... Tobie też tego życzę i mam nadzieję, że uda Ci się z tego wyjść raz na zawsze. Jakbyś potrzebowała pogadać, to pisz.
OdpowiedzUsuńja.. ja... też jestem chora.
OdpowiedzUsuńi doskonale Cię rozumiem. wiem tez, że jesteśmy do siebie niesamowicie podobne, chociaż wcale się nie znamy. choroba ta czyni z nas podobne.
te same nawyki. wyrzucałaś jedzenie? kłamałaś, oszukiwałaś? udajesz na okrągło? ja tak. a mimo to gotuję. ale tego nie jem, nie mogę. nie potrafię się przemóc.
rozumiem zamiłowanie do gotowania - to ucieczka.
walczę. ale odnoszę ciągłe porażki.
Tobie jednak życzę samych wygranych ;*
trzymaj się i nie poddawaj!
Nie czytałam poprzednich wpisów, za dużo ich, i nie wiem dlaczego tyle osób tu klika, mam odwrotny problem... jest mnie za dużo, ale nikogo to nie interesuje
OdpowiedzUsuńbo są anorektyczki....
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńboże... aż sie serce kraja :( prosze Cie nie umieraj... blagam!!! :(
OdpowiedzUsuńjestes taka mloda, cale zycie przed tobą!!
MUSISZ udac sie na leczenie!!!!
jestes bardzo za chuda! blagam, obiecaj, że pojdziesz i poddasz sie leczeniu!!
Jeżeli Ci to pomoże, to poczytaj sobie o Portia De Rossi i jej życiu. A najlepiej by bylo gdybys poczytala jej książke! o tym, jak ciężką drogę przeszła w walce z anoreksją. również masz tu jej wywiad z Oprah gdzie w skrocie opowiada o tym: PART 1 - http://www.youtube.com/watch?v=aJMDDQFL3ro
PART 2 - http://www.youtube.com/watch?v=YwGgYs9tj_E&feature=relmfu
PART 3 - http://www.youtube.com/watch?v=RhX9os6ex68&feature=relmfu
PART 4 - http://www.youtube.com/watch?v=ZmcJ6r4GfXk&feature=relmfu
Prosze Cie, żyj, jedz, przecież jedzenie jest takie cudowne!
musisz nauczyc sie cieszyc jedzeniem!! Ale nie mysląc za kazdym razem, że przytyjesz!!!
zycze ogromnego powrotu do zdrowia i pamiętaj, jestem z tobą!!
Pozdrawiam
Liczyłaś sobie może całkowitą przemianę materii? u mnie przy wzroście 155 wynosi 1700kcal, a Ty pewnie jesteś wyższa więc nic dziwnego, że przy 1800kcal chudniesz... ja jak jem 1300-1400 dziennie też waga mi spada i potrafię shudnąć w kilka dni jakieś 0,5 kg
OdpowiedzUsuńtak, żeby utrzymać wagę powinnam teoretycznie zjadać 1900 kcal/dzień. Nawet tyle nigdy nie wyrabiam. dziś doszłam do 1800 i już zaliczam wewnętrzny niepokój... oby to się kiedyś skończyło.
Usuńporaziło mnie i Twoje zdjęcie i to jak bardzo i rozpaczliwie szukasz pomocy...w każdym słowie to słychać, komentarzu i przecinku...
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki za Ciebie i Twoją wygraną...musisz wygrać !!!
Jesteś piękną osobą, świetną dziewczyną, a zdjęcie przeraża... oby już niedługo to się odmieniło :) trzymam kciuki za Ciebie :)
OdpowiedzUsuńJa mam w drugą stronę - chciałabym schudnąć, nie utyć... ale jeśli miałabym być szczera, to wolę być w swojej sytuacji. Nie grozi mi bowiem śmierć...
Nie daj się i... nie odmawia sobię "węgli" nocną porą - wtedy smakują najlepiej, a jak cudownie się po nich tyje (hahahahaha wiem coś o tym ;))
ile osób pisało
OdpowiedzUsuńpowiem tak piszę sporo osób i w mailach deklaruje że przyjdzie
pierwsza taka grupa powstała we wrześniu i rozpadła sie własnie z powodu zbyt niskiej frekwencji...bo mało osób "odważyło" sie przyjsc na spotkanie
ale teraz widze ze jest inaczej,wydaje mi sie ze osoby które piszą są bardziej zdeterminowane i bardziej chętne
bo przecież chcemy sobie pomóc...wyjść w końcu z tego błędnego koła i w końcu zacząc lepeij funkcjonować chociażby w społeczeństwie
a jak wiadzisz nawet bo komentarzach na blogu osoby z ed różnie bywają oceniane przez osoby"zdrowe"
tak jakby to była nasza fanaberia,zachcianka
i przeciez wystarczy zacząc jeść by byc zdrowym
mało kto rozumie że głodzenie się jest tylko objawem,że zaburzenia odżywiania są wynikiem bardziej skomplikowanych zaburzen emocjonalnych...ale Ty zapewne to wiesz
Jeśli chodzi o miejsce i dokladną datę nie wiem bo czekam jeszcze az jedna dziewczyna wróci z wakacji
ale wstępnie bedziesz chciała przyjść?
do niczego do nie zoobowiązuje,spróbuj:)
jak napiszesz mi maila to poinformuje na bieżąco:)
pozdrawiam
Rocksanko a na Tym zdjęciu to stoisz tak normalnie czy masz tak jakby naprężone plecy? Ja sie przestraszylam po tym Twoim wpisie bo ja mam takie same plecy ale jak je tak jakby napnę czyli ramiona zbliżę do siebie (tak jak kot czy coś się wygnę) to normalnie identyko więc mam nadzieję, że stoisz na tym zdjęciu "na luzie" bo jak nie...to muszę tez zaczac cos ze soba robic ;-(
OdpowiedzUsuńIga
tak, stoję chyba raczej normalnie, jedyne co, to pochyliłam trochę głowę, żeby móc zrobić sobie zdjęcie dokładniej...
Usuńwierz mi, naprawdę się sobie nie podobam, nie chcę tak wyglądać i z każdym dniem zdaję sobie coraz bardziej sprawę, że jeśli sama nic z tym nie zrobię, to może już nigdy nie będę przypominać 'dawnej mnie', którą tak lubiłam...
mam nadzieję, że i Ty zmierzasz ku lepszemu i Twoje wychudzone placki Ci się nie podobają wcale... :( To naprawdę nie jest dobre. Dla mnie, dla Ciebie, dla nikogo.
Pozdrawiam Cię serdecznie ;*
Powiem Ci ze mam podobnie ja jem ok. 2200kcal/dzień kiedyś przez może 4 miesiące próbowałam utyć (zapewniana przez otoczenie ze wygladam jak anorektyczka) i jadłam duzo wiecej od czasu do czasu (np. 3 razy w tygodniu po około 4000kcal - ilosciowo nie tak duzo ale kalorycznie owszem) i powiem Ci ze waga ani drgnęła. Oglądam teraz program "Puszysci kontra szczupli" na BBC Lifestyle, i tam chudzi jedzą to co Ci grubi przez tydzien czy dłuzej i nie tyją ani grama. Potem przez kilka miesiecy dostaja diete na przyrost wagi i ledwo im się udaje kilogram przytyć. To nie jest tak ze np. zaczniesz jesc 2000 i utyjesz, prawdopodobnie po prostu bedziesz wolniej chudnac. Przypuszczam ze gdybys prztyla z kilogram czy dwa to nawet bys tego nie zauważyła.
UsuńPowodzenia i 3 maj się :*
Iga
Tak tu kolorowo i wesoło, nie pomyślałabym, że możesz mieć tak duży problem. Ja schudłam 20 kg, nie, nie jestem tak chuda jak ty(noszę 36-38), nie, nie rozumiem Cię, bo nie przeszłam przez nic takiego. Ale znam to uczucie, kiedy staję na wadze i widzę, że pokazała dziwnie dużo mniej. I brzydki, zielony potwór budzi się we mnie, mówi, że jutro też może tak być, jeśli tylko nie będę dziś za dużo jeść. Wiem jak to jest myśleć ciągle o kaloriach, o tłuszczu, o wadze. Jedyne, o czym myślałam to jedzenie, jakie jest dobre i jak bardzo nie powinnam go tykać. Myślę, że otarłam się o zaburzenia żywienia, szczęśliwie nie wpędziłam się z anoreksję albo bulimię. Aż strach pomyśleć jak bardzo musisz się męczyć, co dzieje się w Twojej głowie.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się! Są jeszcze marchewki. Mają mniej kalorii od jogurtu i brak tłuszczu w przeciwieństwie do mleka. Lepiej zjeść marchewkę niż nic.
Dobrze jest nauczyć się cieszyć jedzeniem. Teraz nie mam problemu ze zjedzeniem wielkiego kubka lodów, na chwilę przed północą, jeśli mam ochotę. Może przytyję. Okej, ile? 0,5 kg? Maksymalnie. Co to jest 0,5 kg jeśli mam przed sobą całe życie. Za rok nawet nie będę pamiętała wagi z mojego dzisiejszego jutra.
Jeśli to robisz, nie waż się codziennie. Tak, teraz sobie przypomniałam, mnie to pomogło. Zaczęłam ważyć się co 2 dni. Chodzi o to, żeby przestać się przejmować. Ważąc się co 2 dni przejmujesz się mniej niż gdybyś robiła to codziennie. Dla mnie to było trudne, czasem ważyłam się co 1,5 dnia, na wszelki wypadek. Teraz czasem rano zapominam, że mam wagę. Że kiedyś się martwiłam.
Nie wiem, czy w jakiś sposób Ci pomogłam swoją wypowiedzią, chciałabym pomóc. Myślę jednak, że lepiej ode mnie zrobiłby to wykształcony terapeuta.
Miej marzenia. Zajmij myśli czymś innym niż jedzenie. Trzymaj się, bądź silna.
Ściskam cieplutko:)
Też się bałam. Czasami boję. To się pętla robi okropna, w głowie, w życiu, wszędzie. Moja jest trochę inna. Od razu tyję. Po wszystkim. Każdej kalorycznej setce więcej. Stopniowe zwiększanie kaloryczności nie ratuje mojego metabolizmu. A teraz hormony jeszcze go zadeptują. Już nie wiem co robię. Przeczytałam i przykro mi. Nie powiem, że wiem co czujesz, bo nie wiem. Każdy czuje co innego. Każdy strach trochę się różni, nawet jak powód jest podobny. Jeśli chciałabyś porozmawiać niebochce@gmail.com
OdpowiedzUsuńNie czytałam twoich pozostałych wpisów. Trafiłam na Twój blog przypadkiem, ot tak, wchodząc na durszlak.pl Ja również choruję na anoreksję prawie 2 lata. Byłam 2tyg w szpitalu w Wawie, dłużej nie wytrzymałam psychicznie.. Personel i okropne jedzenie po którym bolały wszystkich brzuchy, nieraz ktoś się przytruł. Później miałam psychologa, rozmowy.. Leczę się na własną rękę, w domu, codziennie staram się zerwać z anoreksją. Idzie mi b.dobrze, jem już więcej ,pięke ciasta, jem po kilka kawałków w porównaniu do Ciebie, nie po jednym. Potrafię czasami zjeść więćcej, czasem mniej, to zależy od dnia, apetytu, humoru... Mimo moich starań nie mam przyjaciół, koleżanki w klasie mnie odrzucają, nie rozumieją czym jest ta choroba, są wredne, wyśmiewają mówiąc "Sushi" "uważaj ,bo się połamiesz" to naprawdę przykre, gdyż się bardzo staram, a w szkole takie przykrości. Nie podobam się sobie, lecz moja waga nie chce drgnąć. Mam szybką przemiane materii, dużo spalam, nie wiem już jak przytyc, a niedługo idę do Liceum, chciałabym wyglądać poważnie, a nie jak dziewczyna z 5A. Chciałabym mieć przyjaciół, którzy zrozumieją mnie. Moja mama bardzo mi pomogła, tata to facet, nie rozumie tego, mimo, iż twierdzi, że wie czym jest ta choroba. Myli się, rani mi słowami, nie chce już dłużej mieszkać w domu. Problemy w szkole, rodzinie.. i jak tu wyzdrowieć???
OdpowiedzUsuńWitam Cię. ;*
UsuńU mnie to również już trwa ok. drugi rok, jednak jest to nawrót choroby, który nastąpił po...10 latach! Pierwszy raz zachorowałam będąc jeszcze w szkole podstawowej i wtedy to zaliczyłam kilka szpitali, sond i kroplówek.
Również jadałam po kilka kawałków ciasta, jednak szybko odkryłam, że robię to jedynie z łakomstwa, a nie czystej potrzeby organizmu. No i czułam się źle z tym, że znów robię coś w sposób 'nienormalny', nie jak inni ludzie (wcześniej mniej niż wszyscy - potem więcej niż wszyscy). Aktualnie więc jem tyle, ile osoba przy moim wzroście, wieku i aktywności jeść powinna. Jem regularnie, odpowiednie porcje, nie za mało, nie za dużo. Ostatnio nie chudnę, ale też nie tyję, mimo, że zjadam ok 2000 kcal/dzień, jem 5-6 posiłków. Tak jak i Ty mam szybką przemianę materii, w sumie zawsze taką miałam, więc jedząc kiedyś ogromne ilości słodyczy - moja waga była w dolnej granicy normy, tuż przed niedowagą.
Gimnazjum to dość trudny okres - dość często trafia się w tym wieku na ludzi, którzy nie mają zrozumienia dla tej choroby. Nie przejmuj się, naprawdę - myślę, że w liceum się to zmieni - na pewno poznasz tam wyrozumiałe osoby, z którymi nawiążesz dobre znajomości - może i się zaprzyjaźnisz. :)
Mam nadzieję, że odnajdziesz siłę, płynącą z wnętrza Ciebie, niezależna od czynników zewnętrznych, siłę do walki i do bycia zdrową. :)
Ja wciąż o to walczę - Tobie życzę tego samego. :)
Ściskam i pozdrawiam Cię cieplutko ;*
dziękuje za ciepłe słowa.
UsuńPogubiłam się w całej tej chorobie i teraz próbuje się odnaleźć. Nie wiem ile to potrwa jeszcze, rok, dwa... pięć? Jedno jest pewne - chce być zdrową, by móc w przyszłości zobaczyć uśmiech na twarzy mamy, że jej jedyna córka znów cieszy się życiem.
Trzymam kciuki za nas i wszystkie AN, które walczą!
Pozdrawiam. :*
Rocksa ,szok ;((( Mam nadzieję ,że Wywalczysz zdrowie i spokój wewnętrzny. I siebie ! Trzymam kciuki laska ;*** Nie daj się tej wiedźmie,walcz.
OdpowiedzUsuńPozdrówka ;* J.D
dzięki Kochana! ;*
UsuńWitam:] Przeczytałam historię Twojej choroby.Naprawdę wiem, że jest Ci ciężko.Jestem w prawie identycznej sytuacji.Ja również mam 22 lata, moje ciało wygląda jak Twoje...Z ty, że ja choruję już od 13 lat na anoreksję.Obecnie także szukam pomocy dobrego psychoterapeuty.Bo z tym to u nas ciężko.Też zaliczyłam niejeden szpital ale to pomagało tylko na jakiś czas.Mimo to mam nadzieję, że i mi i Tobie uda się w końcu wyjść z tego gówna.A tak na marginesie też jestem fanką słodyczy i hello kity ;] Lubię też Little Pony:] Coś w tym jest,że dziewczyny takie jak my nie chcą dorosnąć...Pozdrawiam i trzymam mocno kciuki, żeby się udało:]
OdpowiedzUsuńaaaa! też kocham My Litlle Pony! <3 Mam z nimi poduszkę w łóżku. ^^ Eh, wiem, wiem, powinnam się od tego odciąć - staram się. :D
Usuńale, ale... aż 13 lat, powiadasz? U mnie, w sumie podobnie - gdyby nie patrzeć na 10 letnią ''przerwę'' w chorobie. Bowiem jest to jej nawrót, drugi atak, po 10 latach normalności...
dokładnie - nie chcemy dorosnąć, to taki lęk przed odpowiedzialnością i wzięciem swego życia we własne ręce...eh.
Dziękuję za Twe ciepłe słowa i również życzę Ci duuużo zdrowia! ;*
Trzymaj się, Kochana! :)
Zycie jest tylko jedno, wszystko przy umiarze i mozna byc szczęsliwym bo To jest tylko pętlą i krązeniem w koło..boisz sie samotnosci ale twoje dzialania wcale nie sprawią ze bedziesz zadowoloną szczesliwa dziewczyną.pogrązy cie bardziej bo Wszyscy zaczną sie odsuwac od Ciebie, i ty od nich. życze powrotu do zdrowia z całego serca, trzymam kciuki, i jak na osobę dorosłą powinnas przewartosciowac co jest w Tym Jednym zyciu wazniejsze. samotnosc i bycie tylko ze sobą czy radnosc, przyjaciele rodzina i nie martwienie sie i zadręczanie że kawałek jabłka czy kawałek ciastka sprawi ze bedziesz oblesna i mniej wartosciowa.
OdpowiedzUsuńmasz absolutną rację.
Usuńjednak chcę zaznaczyć - że nie powiedziałam jeszcze ostatecznego słowa.
Wciąż walczę i z każdym dniem jestem bliższa normalności (mam nadzieję :D).
Dziękuję za Twój komentarz, takie słowa są dla mnie bardzo ważne.
Pozdrawiam ;*
booze Roksana chciej się podleczyć... nie widziałam Cię od liceum co prawda, ale wtedy wyglądałaś bardzo ładnie i mega szczupło, nie potrzebujesz się wcale "wychudzać". Poza tym jak będziesz śpiewała, jak nie będziesz miała siły? Jesteś fajną ,pozytywną osobą, niech tego nie schrzani jakaś gUpia choroba!!
OdpowiedzUsuńNie chcę się wypowiadać jako specjalista, nie jestem nim... Ale, sama w i z tym żyłam... Rockskanko, nie będę mówiła: jedz, przytyj, lecz się. To nie jest tak, moi drodzy Przedmówcy. Możesz nienawidzić choroby, możesz chcieć się jej pozbyć. Ale to nie jest "teraz, tu, ja sama, dam sobie radę, koniec". Po prostu nie. Patrzysz z perspektywy czasu i widzisz, ile już straciłaś czasu na myślenie o czymś, co dla wszystkich jest przyjemnością czy choćby naturalnym procesem- nad jedzeniem... ale mimo to, nie da się. I, dla ścisłości, anoreksji, bulimii, tak jak alkoholizmu czy innych uzależnień, się nie wyleczy; zaleczy, tak, ale to wraca, wraca, wraca...
OdpowiedzUsuńRocksanko, ja Ci życzę życia. Pięknego, lepszego, bo nikt nie zasługuje na takie męczenie się z samym sobą. Te choroby- to może umrzeć tylko za Twoją zgodą... Pozdrawiam!
dziękuje za te słowa i zainteresowanie. to dla mnie bardzo ważne, każdy dzień jest jednak walką. czasem wygrywam ja, czasem ona.
Usuńpozdrawiam Cię również ;*
Widząc to wszystko tutaj, Twoje zdjęcia, komentarze ludzi... widzę w jakie g*wno zaczynam się pakować. Resztki zdrowego rozsądku próbują się przebić, a moje pragnienia je cały czas zagłuszają.
OdpowiedzUsuńI tak walka cały czas wre. Zupełnie jakby dwie obce osoby kłóciły się o mój los, a ja nie mogę się wtrącić i wypowiedzieć własnego zdania. Mam 20 lat.
Siły życzę. I jasności umysłu, mocnego dążenia do celu. Jeśli Tobie się uda wyrwać chorobie, możesz ocalić wiele innych dziewczyn, które porzucają obowiązki, plany i marzenia, żeby umrzeć w środku siebie. Zatem siły jeszcze raz.
:**
dziękuję bardzo i Tobie również tej samej siły życzę ;*
UsuńMożna spytać ile ważysz? ;)
OdpowiedzUsuńobecnie 44 z hakiem
OdpowiedzUsuńa ile masz przy tym wzrostu
OdpowiedzUsuń170 cm
UsuńPrzypadkiem trafiłam na Twojego bloga, zobaczyłam to zdjęcie i jakbym widziała siebie 3 lata temu. Czytam i aż serce mi szybciej zabiło, wszystko do mnie wróciło jakbym o sobie czytała. Pamiętam taką noc, bałam się, że jak zamknę oczy i zasnę to już się nie obudze. Nie chciałam umierać, chciałam żyć i wygladać normalnie ale bałam się tycia. Pamiętam jak którejś nocy leżałam, a mama trzymała mnie za rękę. Byłam tak słaba, że nie dałam rady iść do łazienki, osunęłam się na podłoge po drodze. Potem całą noc mama siedziala przy mnie, prosiła żebym coś zjadła. Chociaż mój serek wiejski light, jogurt.. nawet na herbatę się nie zgodziłam. Nie chciałam rozpychać żołądka, bałam się, że mama dosypie cukru, a ja sie tego napije. Nie jadłam, ani nie piłam nic nieprzygotowanego przeze mnie. Teraz z przerażeniem o tym myśle w jakim stanie wtedy byłam. Udało mi się nabrać na wadze. Jadłam ale wszystko zdrowe, porcje wymierzone. Wygladam teraz dobrze ale męczę się z bulimią, która zupełnie dezorganizuje mi życie :( Powiedz mi Rocksanko czy korzystasz z jakiejś terapii? bo wyczytałam, że normalnie żyjesz, pracujesz, uczysz się..Ja zupełnie nie mogę się pozbierać, wszystko zawalam bo myśli o jedzeniu na 1 miejscu. Potraciłam kontakt ze znajomymi, odsunęłam się od wszystkich :( często zamykam się sama w domu jem i wymiotuje. Wyczytałam wyżej, że jesz regularnie 5-6 posiłków. Może to i wyjście dla mnie, żeby nie dopuścić do wielkiego głodu i napadu na jedzenie.. Myślałam nawet o dietetyku, żebym jadła tak aby nie przytyć, żeby utrzymać wage. Przez te zaburzenia zupełnie straciłam orientacje co to znaczy normalna porcja i ile powinnam jeść
OdpowiedzUsuńWiem, jak trudno przelamac sie jesli chodzi o kontakty z ludzmi w ED.. (niewazne czy to anoreksja czy bulimia) Jesli mialabys ochote pogadac to pisz (so.shilly.shally@gmail.com) Wiem, ze moje "polecanie sie do rozmow" moze wydac sie dziwne/podejrzane itp. ale uwierzcie wszyscy, ze nie to jest moim celem.. po prostu doskonale rozumiem jak trudno wyciągnąć do kogos ręke i poprosic o zwykla ludzką rozmowe/o pomoc. Nie jestem zdrowa, ale z pewnoscia nigdy nie nakręcałam i nie będę nakręcac nikogo na "pro-ana". Nienawidzę tego slowa/ tego "ruchu dziewczyn" ! Pozdrawiam Was!
UsuńWitam Cię i cieszę się, że zdecydowałaś się coś tutaj napisać... :)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie korzystam z żadnej terapii, a to dlatego, że jak mało która osoba z ed, sama -od czasu do czasu- potrafię ''odbić'' się od dna...czasem na dłużej, czasem...na krócej. Zdrowieję i choruję na zmiany, w zależności od mego nastroju i sytuacji zewnętrznej.
Również miewałam epizody bulimiczne - głównie po okresach wielotygodniowego głodzenia się - cieszę się, że jednak mam już to za sobą - a co za tym idzie - nie głodzę się i nie wymiotuję.
Uświadomiłam sobie, że prowokowanie wymiotów nie tylko powoduje u mnie okropnie złe samopoczucie psychiczne, a jest też dodatkowo czymś, co wcale nie powoduje chudnięcia, a wręcz przeciwnie - nie zależnie ile wpakuję w czeluście toalety - po kolejnym 'normalnym' posiłku waga nienaturalnie skoczy w górę bo zrozpaczony organizm zatrzyma sobie calutką wodę, a potem koncertowo i obrzydliwie spuchnie. Nie ma nic gorszego niż to, wierz mi.
Tak, powiem Ci, że REGULARNE jedzenie NORMALNYCH, racjonalnych porcji posiłków to PRAWDZIWY klucz do sukcesu. Nie zależnie, czy chce się tylko utrzymać wagę czy też schudnąć. Organizm wtedy nie musi niczego magazynować 'na wszelki wypadek', 'na gorsze czasy głodu', a na bieżąco wszystko spala i przettrawia. Oczywiście, jeśli podaż kaloryczna nie przekracza dziennego zapotzrebowania.
Moja rada dla Ciebie - wylicz swoje zapotrzebowanie kaloryczne w jakimiś internetowym kalkulatorku, a potem mniej więcej trzymaj się otrzymanego wyniku - nie bój się - nie przytyjesz, gwarantuję Ci to. Może waga na początku nieco podskoczyć, ale ustabilizuje się po tygodniu - na tym właśnie polega STABILIZACJA wagi, za którą biorą się wszystkie osoby, które schudły, a chcą utrzymać swoją wagę. Myślę, że Twój bilans kaloryczny, podobnie jak mój będzie wahał się w granicach 1800-2000 kcal, więc spokojnie - nie będziesz głodna. ;)
Dietetyk może być dobrym rozwiązaniem - sama u niego byłam. :)
Jeśli nie wiesz, jak powinny wyglądać mniej więcej Twoje posiłki - on na pewno Ci z tym pomoże i rozpisze jadłospis odpowiedni dla Ciebie. Potem będziesz mogła sobie już go dowolnie modyfikować, zgodnie z własnym gustem i...smakiem. :)
Na pewno nie będzie trudno - wierzę w Ciebie!
I daj znać później, jak sobie radzisz! :*
Pozdrawiam Cię :)
jakie jest Toje BMI?
OdpowiedzUsuń15
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńbardzo wzruszył mnie Twój post...trzymam za Ciebie kciuki, damy radę.
OdpowiedzUsuńO jeju kochana wzruszyłam się , takie słodkości masz na blogu a tak wyglądasz zaskakujące ;)
OdpowiedzUsuńMoże będę się powtarzać (przepraszam za nieczytanie komentarzy ale jeżeli chcę coś napisać to muszę to robić szybko ,bo uleci mi z głowy -.-)Tak mam bardzo podobnie ,nie mogę zmrużyć oczu ,nie mogę zasnąć bo czuję jak wzrasta we mnie panika ,boję się śmierci .Boję się o każdy dzień ,ale jestem tak samo zdeterminowana jak głupia ...pozwalam się zaślepić chorobie wiem o tym .
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu to napisałam .Z jednej strony to smutne ,z drugiej pocieszające ,że nie tylko ty jeden musisz przez to przebrnąć .Ściskam ;)
miałam podobny problem, jedynie mały krok dzielił mnie od anoreksji jednak dzięki pomocy mojej mamy i własnego samozaparcia (muszę dużo ćwiczyć, mieć odpowiednia wagę, aby iść na moje wymarzone studia wojskowe) udało mi się jakoś z tego wygrzebać. napisałam, ponieważ te wszystkie komentarze pod tym wpisem mogą cię jeszcze bardziej pogrążyć; w moim przypadku, gdy ludzie mówili mi, że jestem za chuda brałam to jako komplement i jeszcze bardziej się odchudzałam.. nie wiem, może w twoim przypadku jest inaczej, jednak przemyśl to co napisałam. przez gwałtowny spadek wagi nie mam miesiączki od roku, mimo że moje BMI jest już w normie, kolejne dawki leków od ginekologa pomagają tylko podczas ich brania, a gdy przestaje miesiączki dalej nie mam. boję się, że w przyszłości nie będę mogła mieć dzieci. myślę, że to za wysoka cena, dobrze się nad tym zastanów, czy warto?
OdpowiedzUsuńmam 13 lat i jestem z Warszawy jakieś 2-3 miesiące temu miałam anoreksję powoli z tego wychodzę , ale są nawroty ze płaczę bo przytyłam 200 gr , że nałogowo wpisuje w wyszukiwarkę " jakie są objawy szybkiej przemiany materii " i rzeczy tego typu bo chce się dowiedzieć czy ją mam wiem jak to jest , chciała bym wiedzieć że mam szybką przemianę materii i móc się nie przejmować i jeść co się chce ale nie wiem jak sprawdzić , jak bym wiedziała to może coś by się poprawiło :)
OdpowiedzUsuńprzechodziłam przez to samo, nie jadłam praktycznie nic, no w dzień jadłam ok. 500 kcal i to w zupełności mi wystarczało, schudłam 23 kg w niecałe 4 miesiące... mimo ze byłam wychudzona, podobałam sie sobie, miałąm taki płaski brzuch! ale niestety wszystko legło w wigilie, kiedy obżarłam sie jak świnia i od tamtej pory weszłam w kompulsywne obżeranie się i za dnia moge zjeść nawet po 6000 kcal, strasznie ubolewam nad tym, bo przytyłam już okropnie i widze sam tłuszcz, a najgorsze ze nie moge tego opanowac.. weszłam w skrajności. mam nadzieje ze tobie sie uda wyjsc z anoreksji bez nastepnej choroby i bedziesz dobrze żyła, powodzenia :*
OdpowiedzUsuńPierwszy raz trafiłam na takiego bloga... kocham gotować, kocham jeść i oczywiście od 4 lat jestem chora na anoreksje...teraz ze mną lepiej..przytyłam 10 kg :P ale z pomocą terapeuty rodziny chłopaka i znajomych...wspierali mnie duchowo...
OdpowiedzUsuńczy mi z tym dobrze...nie....a z drugiej strony tak....to straszne...wiem co czujesz.. całej reszcie która Cie krytykuje mówie ostre stop bo gówno wiecie jak nie jesteście chorzy! to nie fanaberie! i życzę wam szczerze żebyscie nie musieli przez to przechodzić.
3mam za Ciebie kciuki bo jesteś śliczną i utalentowaną kobietą która zasługuje na lepsze życie niż drakońska dieta...sobie też tego życzę...
pozdr. NieAna
Zabrzmi to absurdalnie, ale brakuje mi tego uczucia ze kołdra jest za ciężka by pod nią oddychac. Brakuje mi takiej pięknej chudości jak na zdjęciu
OdpowiedzUsuńNie wiem czego Ci życzyć? Śmierci? Zdrowia? Rozsądku? Ciągle piszesz ale to takie trudne, za trudne, nie dam rady. Jeżeli jest się na coś chorym to trzeba to leczyć. Piszesz, ze chce ci się żyć. Gówno prawda! Nie chce ci się żyć, ba nie chce ci się podjąć jakiejkolwiek próby leczenia. Jesteś osobą uzależnioną od NIE jedzenia. Tak jak alkoholik, narkoman. Można z tego wyjść tylko trzeba dać dobie pomóc. Pisze ci to osoba, która kilka lat temu sięgnęła dna i dzięki temu podjęła leczenie. Trwa ono do dzisiaj. Jestem osobą uzależnioną od jedzenia. i będę nią do końca życia. Nigdy nie zasiądę do stołu z rodziną?przyjaciółmi tak jakbym chciała: jedząc, jedząc i jedząc. Ale też wiem co jest dla mnie dobre. Jest to codzienna walka o siebie. Ale walczę, codziennie. A wiesz dlaczego? Bo w końcu zrozumiałam, że NA PRAWDĘ chcę żyć, a nie utuczyć się na śmierć. Wystarczająco dużo straciłam przez swoją chorobę w życiu i więcej już nie chcę. Kilka lat temu ważyłam 140 kilo. Obecnie 78. Jest to wynik mojej ciężkiej pracy i ludzi którzy mi pomogli: psycholodzy, spotkania Anonimowych żarłoków, dietetycy. Zawsze jest ktoś dla kogo będzie się ważnym. Codziennie dziękuję za to że żyję, za to że mam swoją rodzinę i za to, że codziennie walcząc - wychodzę zwycięski każdego dnia. uwierz mi. Jest to bardzo trudne, bo myśli przychodzą różne. Okropne, wstrętne, podstępne.
OdpowiedzUsuńWiem czego ci życzę. Tego owego dosięgnięcia dna. Może ono zmobilizuje cię do podjęcia leczenia i PRAWDZIWEJ chęci do życia.
No Anonimku, pewnie Ci głupio widząc jak radzi sobie teraz Roksana, hm? :)
Usuń