...a Wy, jak je nazywacie? :)
U mnie, mama zawsze kupowała garmażeryjne PAROWAŃCE, które wraz z bratem pochłanialiśmy po 4-5 sztuk, z nieprzyzwoitą ilością jogurtu truskawkowego i cukrem.
Jak ten czas leci, pomyśleć, że już w sobotę, zamiast jeść z bratem parowańce, będę tańczyć na jego weselu... :)
Smak dzieciństwa 'chodził' za mną przy każdej wizycie w supermarkecie i bezowocnym omijaniu szerokim łukiem lodówek z paczkami nadzianymi pysznymi spulchniaczami i E-330.
...a gdyby tak zrobić swoje?
Z pełnoziarnistej mąki, z niewielką ilością masła?
Do tego domowy sos śmietanowo-grzybowy i jesienny obiad gotowy...
Pełnoziarniste parowańce
/8 średnich sztuk/
(wartość energetyczna jednej kluski - ok. 130 kcal)
- opakowanie drożdży instant
- łyżeczka cukru
- 125 ml ciepłego mleka
- 250 gr mąki pełnoziarnistej
- 1 jajko
- 1 łyżka roztopionego masła
- szczypta soli
2. Włożyć ciasto do miski, nakryć czystą ściereczką i zostawić do wyrośnięcia na ok. 30 minut.
3. Ciasto podzielić na 6 lub 8 części i odstawić jeszcze na ok 15 minut.
4. Gotowe parowańce kłaść na durszlak nałożony na garnek z gotującą się wodą (chyba, że macie parowar lub inne ustrojstwa do takiej zabawy :D). Parować pod przykryciem ok 15 minut.
Sos z podgrzybków
/na 2 porcje/
(wartość energetyczna porcji - ok 120 kcal)
- 200 gr podgrzybków
- łyżka masła
- drobno pokrojona średnia cebulka
- szklanka wody
- 2 łyżki śmietany 18%
- sól i pieprz do smaku
2. Dodać grzyby i podsmażać je na średnim ogniu, co jakiś czas mieszając.
3. Kiedy grzyby będą miękkie - dodać szklankę wody i dusić wszystko pod przykryciem ok 15 minut.
4. Pod koniec dodać śmietanę i dokładnie wszystko wymieszać.
5. Sos podawać od razu - polewając parowańce, makaron, kopytka czy inne placki... ;)
***
...i jeszcze plusy posiadania własnego mieszkania i możliwości urządzania kuchni po swojemu. Nie mogłam się oprzeć tym słodkim obrazkom. :)
Po latach świetlnych poszukiwań - kupiłam IDEALNE buty do parady na sobotnie weselicho.
Jesteście ciekawi, jak osoba chodząca w trampkach poradzi sobie na 10cm szpilce?
Ja też.
Pozdrawiam. :D
U mnie mówi się na nie bułki na parze :) I przyznaję, że zawsze jadłam je na słodko! Nigdy na wytrawnie. Muszę kiedyś spróbować Twojej wersji :D
OdpowiedzUsuńA buty śliczne!
Buty śliczne :) Też zawsze kupuję na niebotycznych obcasach i później mam problem :D
OdpowiedzUsuńU mnie to sie nazywa kluski na parze. Nigdy nie jadłam ;) ale Twoje się bardzo apetycznie prezentują.
Dla mnie to parowce i koniec:-). Kojarzą mi się z latem, jagodami, truskawkami i wakacyjnym lenistwem. O dziwo, jeszcze nigdy ich sama nie robiłam. Muszę w końcu się przełamać:-)
OdpowiedzUsuńu mnie w rodzinie jedna nazwa... PARZAKI! no może nie do końca jedna, bo ja i tata mówimy na nie... bondki. nawet nie wiem skąd się to wzięło, ale tak już jest. kocham babcine parzaczki, kiedyś jedzone ze śmietaną i cukrem. ojej ale mi smaka narobiłaś!
OdpowiedzUsuńłaaa! mamy takie same koszulki z ciasteczkowym potworem! :))
Usuńhaha, no fakt :D
Usuńja mówie kluski na parze, moja babcia zawsze robiła ze 100sztuk lub więcej i się jadło 3 dni ;D no i na obiad z mięskiem podwieczorek z polewane jogurem mixowane truskawki + jagody :D a jeszcze lepsze - ale kaloryczne to takie już na drugi dzien smazymy na glebokim tłuszczu i mamy pączki :) podajemy z cukrem pudrem, mniam! :) ah ;D
OdpowiedzUsuńolciuk,ownlog.com
Ja nazywam je kluskami na parze :) Takich jeszcze nie robiłam (z mąki pełnoziarnistej) ale wyglądają bardzo apetycznie, więc z pewnością spróbuję :)
OdpowiedzUsuńBuciki bardzo ładne i wierzę że sobie poradzisz :D
poradzi sobie poradzi :)
OdpowiedzUsuńa pomysl z mąką pelnoziarnista ciekawy...bo zdrowszy :)
Śliczne buty! I obrazki chyba z Flo:):)
OdpowiedzUsuńZapisuję przepis i zjem je na słodko!
A ja ich nigdy nie jadłam i jakoś mnie nei ciągnie... tak mi nie pasuje jeść coś takiego ala bułki zrobionego na parze... a w mojej okolicy mówią na nie pampuchy!
OdpowiedzUsuńUdanej zabawy (weź trampki ze sobą w razie czego):)
tak cudownie wyglądają mmmm <3 czemu ja się boję wszelakich klusek?:<
OdpowiedzUsuńRoksanko! zrobiłam Twój dyniowy makaron i był przeeeeeeeeeeeepyszny! mam nadzieję, że się nie obrazisz jeśli wstawię przepis (z linkiem do Twojego bloga) na blogu?:)))
ależ oczywiście, że napiszę, że przepis od Ciebie;) ! w końcu jesteś jego autorką:)))
OdpowiedzUsuńi kosmicznie zazdroszczę Ci własnej kuchni! ah jak mi się marzy własna kuchnia; własne pojemniczki, wystawione słoiczki tam gdzie chcę, własne półki *___*
Poradzisz sobie :* A ja lubię parowańce na słodko :P
OdpowiedzUsuńKluski na parze :) Najlepsze z sosem truskawkowym :D W twojej wersji równie dobrze będą smakować :D
OdpowiedzUsuńWymieniłaś tyle nazw, ale u mnie mówi się na nie jeszcze inaczej: "bułki na parze" :) Pychotka, u mnie tylko na wytrawnie, z gulaszem najczęściej :)
OdpowiedzUsuńU mnie pampuchy zawsze na słodko :) Za grzybami nie przepadam, ale widzę, że coraz częściej pojawiają się w sieci sposoby na wytrawne parowane kluchy. Może się przekonam, tym bardziej, że ostatnio zrobiłam bułki z parowaru z kurczakiem kurczakiem i pochłonęłam uhuhu! ;) Zazdroszczę Ci nowych szpilek, ja mam ciągle problem z zakupem- za mała stopa :/ Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńU mnie bułki na parze. ! Przyznam, że chodzą za mną długo, długo już, ale faktycznie spulchniaczy tyle, że masakra, chyba wypróbuje przepis przy najbliższej okazji . ;))
OdpowiedzUsuńApetycznie wyglądają, ja raz próbowałam zrobić domowe i była kompletna klapa... moze z Twojego przepisu wyjdą? ;)
OdpowiedzUsuńCo do butów, to dasz radę ;) ja z kolei miałam zawsze mały kompleks wzrostu więc od 10-go roku życia pomykam na obcasach. Taki plus że gdy na balu gimnazjalnym wszystkie dziewczyny ściągały z bólem pierwsze obcasy, ja tańczyłam kankana na 12-centymetrowych szpilkach ;D
jak ja takie chcę! *.* wspaniale wyglądają!
OdpowiedzUsuńu mnie to pampuchy! :D ale zawsze z koktajlem!
OdpowiedzUsuńale ta Twoja wersja baaaardzo kusi, mniam :))
cudne buty! poradzisz sobie, poradzisz, haha! :D:*
jadłam je tylko w wersji słodkiej, ale z takim sosikiem to chyba by je pobiły na głowę, muszę wypróbowac po powrocie do domu:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam mączne potrawy, ale czegoś takiego jeszcze nie jadłam:-)
OdpowiedzUsuńI życzę miłej zabawy na weselu!
Kocham parowańce:D
OdpowiedzUsuńuwielbiam te bułki :D tylko, że zwykle kupuję gotowce, bo jestem zbyt leniwa :)
OdpowiedzUsuńjakie Ty ładne zdjęcia robisz tym swoim potrawom, listeczki czerwone, jak jesiennie, to na całego :)
co do butów, to wybrałaś bardzo ładny i elegancki model, na pewno przydadzą się jeszcze poza weselem :) ja byłam latem na dwóch weselach w moich zielonych "czternastkach", ale na drugim zmieniłam juz po mszy, bo totalnie się rozszerzyły i spadały mi z nóg -.- a takie piękne... ;(chlip chlip...
kocham szpilki! a jaką kieckę zkładasz?
OdpowiedzUsuńkoniecznie pokaż zdjęcia z wesela :D
zostało mi jeszcze tyyyyyyyyyyylee dyni, że coś będę musiała z niej wykombinować;) niestety nie mam w domu jakiegoś wyjadacza tego pomarańczowego cuda. No ale już mam nawet pomysł co z niej wykombinuję w weekend;)
OdpowiedzUsuńchlebek dyniowy zrobiłabym z chęcią, ale narazie chyba nie sięgnę po nutellę;(
Jeśli mogłabyś powiedzieć - ile teraz mniej wiecej zajadasz kcal i jaka jest Twoja waga?:)
OdpowiedzUsuńok 1700 kcal i 46,5 kg ;p
Usuńtyjesz na takiej malutkiej ilości kcal???
UsuńAnonimkowi z 19października się chyba w głowie poprzewracało - nie chcę używać mocnych słów.
UsuńRoksano, Ja Ci życzę wytrwałości i jeszcze troszkę +kg - wiem, że to brzmi dziwnie, ale zdrowie jest najważniejsze i w sumie po samej sobie widzę, że +kg wyglądam lepiej i atrakcyjniej. Wiem, że to jest równia pochyła, ale idziesz w dobrym kierunku i nie wracaj z drogi, której przebyłaś, bo takie zakompleksione Anonimki wypisują Ci specjalnie , żeby sprowokować i specjalnie wywołać u Ciebie różne emocje.
Pampuchy to jedno z moich ulubionych dań! :D
Śliczne szpilki<3
OdpowiedzUsuńU mnie na te pampuchu się mówiło po prostu kluski na parze, Twoje apetyczne bardzo :)
koniecznie zapisuję ten świetny przepis ,muszę je zrobić ,bo lubię je tak samo jak ty ;p
OdpowiedzUsuńfajne buciki ;*
Pełnoziarniste? Kurczę, boje się tylko, że mi nie wyjdą ;/
OdpowiedzUsuńpampuchow jeszcze nie robiłam, zawsze kupne, ale narobiłaś mi ogromnego apetytu na taki obiad!:)
OdpowiedzUsuńdasz jakoś radę, choć może weź sobie buty na zmianę na wszelki wypadek ;) i baw się dobrze ! :)
OdpowiedzUsuńo ja..! Tak znam je, aż za dobrze:) u mnie w domu były znane jedynie jako domowe, mama jakoś nigdy nie kupowała. Ale osobiście jadłam je tylko w wersji słodkiej- może kiedyś przerzucę się na tą drugą..;)
OdpowiedzUsuńpolecam nadziewane marmolada ;)
Danie świetne, zupełnie odbiega od mojej wersji - bo zawsze jem takie Babcine: ogromne, maślane, z białej mąki, polane śmietaną i posypane nieprzyzwoitą ilością cukru, ale lubię i smakują obłędnie <3
OdpowiedzUsuńDobrej zabawy!
danie wygląda smakowicie, nigdy nie jadłam takich parowańców...
OdpowiedzUsuńbardzo ładne buty! udanej zabawy!
:)
chyba nie oprę się wykorzystaniu wkrótce tego przepisu! takie kluski na wytrawnie brzmią naprawdę zachęcająco. (;
OdpowiedzUsuńMega buty,świetny pomysł a obiad :* Ściskam mocno Rocks :*
OdpowiedzUsuńte kluchy to smak stolowki szkolnej ;D
OdpowiedzUsuńHej:) mogłabym Cię o coś zapytać, mam nadzieję, że Cię nie urażę...
OdpowiedzUsuńMam pytanie, na jakiej diecie byłaś, że udało ci się aż tyle schudnąć? Ile mniej więcej kcal dziennie jadłaś? Jeśli pamiętasz, czy mogłabyś podać przykładowy jadłospis z tamtych czasów?
Pozdrawiam Roksana :))
z początku po prostu zaczęłam 'ograniczać' jedzenie, nie licząc kcal.
UsuńJadłam jedynie dwa posiłki dziennie - skromne śniadanie, a potem obiad (normalny, maminy lub w restauracji).
Kiedy waga spadała za wolno, a ja chciałam być jeszcze chudsza - zaczęłam liczyć. Jadłam ok 600-800 kcal/dzień, były to nadal dwa posiłki dziennie, w tym drugi - obiad o godzinie 14. Potem już do rana nic.
chciałam ci powiedcziec ze zainspirowalas mnie slimaczkow cynamonowych - tylko ze ja zrobilam swoją wlasna wersje - mega dietetyczna - tutaj przepis http://www.photoblog.pl/zero0kcal/135878580/241.html oraz jest tez link do twojego bloga ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Olciuk (zero0kcal)
wyszły Ci przepiękne! :)
Usuńhehe u mnie nazywa się to kluska na parze, smak dzieciństwa :)U mnie jednak zawsze na słodko :)
OdpowiedzUsuńDodaję ! :))
Hej, otagowałam Cię u mnie na blogu, zapraszam do zabawy ;)
OdpowiedzUsuńhttp://walnut-kitchen.blogspot.com/2012/10/jesnienna-chandra-no-way.html
wygląda pysznie!
OdpowiedzUsuńfajny blog, dodałam Cię do polecanych, pozdrawiam! ;)
skad najczęściej bierzesz przepisy na obiadki?:)
OdpowiedzUsuńz internetu, hehe. :) a tak dokładniej - z najróżniejszych blogów czerpię inspirację, które potem modyfikuję pod własne gusta i smaki. :)
Usuńnie mam jakiegoś jednego, konkretnego źródła. ;)
Wyglądają świetnie. Już od jakiegoś czasu mam na nie ochotę. Oby udało mi się zrobić :3
OdpowiedzUsuńsos grzybowy ..mniamm :D
OdpowiedzUsuńhej kochana ;) mam pytanie. jesz 1700kcal, prawda? ja tez mam ed, waze teraz 40/163 i tez jem 1700. tylko, ze kalkulatory cpm strasznie rozna ilosc kcal pokazuja.. i nie wiem juz ile mam jesc. uwazasz ze jem odpowiednio? (zeby nie tyc i nie chudnac)
OdpowiedzUsuńto prawda - różnie z tymi kalkulatorami bywa. :) wiesz, jeśli chodzi o ilość kcal - musisz sprawdzić po sobie. Obserwuj swój organizm przez ok. tydzień lub dwa jedząc te 1700 kcal i sprawdź czy tyjesz czy też wręcz przeciwnie - chudniesz. Jeśli waga się utrzymuje - to znaczy, że jesz w sam raz. :)
UsuńPozdrawiam ;**
jak jadłam 1400, to stała, jak jem 1700 to też stoi! hmm, myslisz ze dokładać jeszcze? czy zostać już tak? również pozdrawiam śliczna:*
Usuńmyślę, że spokojnie możesz kombinować dalej z podwyższaniem kcal - o ile 1700 Ci nie wystarcza - tzn. mam na myśli, że jesteś głodna i masz ochotę na coś jeszcze. :)) Mi akurat taka ilość w zupełności wystarcza, czasem wręcz muszę zmuszać się do zjedzenia jakiegoś posiłku bo totalnie nie mam apetytu lub w ogóle nie jestem głodna - jem na siłę... ;p
Usuńjak teraz wygląda Twój jadłospis? jak sobie radzisz jak masz zajęcia? to moja zmora...
OdpowiedzUsuńjadłospis praktycznie niczym się nie różni od tych, umieszczanych już kiedyś w komentarzach. :) z tą różnicą, że w czasie trwania zajęć muszę kombinować - w szkole, w godzinach obiadowych jem kanapki = w domu, na kolację - coś ciepłego jak pierogi, krokiety, kurczak z warzywami itd. Podsumowując - zamieniłam obiad z kolacją. :) Poza tym - bywa, że zajęcia mam od 7:30 do 17 - wtedy w mojej torbie ląduje potężna wałówka - drugie śniadanie, obiadowe kanapki no i podwieczorek. :)
UsuńOtagowałam Cię ;)
OdpowiedzUsuńhttp://littlebrainchild.blogspot.com/2012/10/555-jesienny-tag-czyli-wynurzenia.html
Prosze dodaj jakis wpis o tym jak sobie radzisz i jak z waga ,Dawno nie pokazywalas swojej slicznej buzki :D Jestes dla mnie wielka pomoca w walce z choroba .DZIEKUJE CI ZA TO !!!
OdpowiedzUsuńpiękne obrazki na ścianie... mam słabość do takich rzeczy. Jak już będę "na swoim" nie ma bata - wszystko dokładnie przemyślane i udekorowane ;)
OdpowiedzUsuńPrawdziwy jesienny obiad Kochana!
pamiętam szkolną stołówkę i kluski na parze z sosem truskawkowym, kraciastą ceratę, kubki z napisem "społem", zdekompletowane sztućce i linoleum na podłodze.
OdpowiedzUsuńlubię kluski na parze!
Jadłam kiedyś takie kluchy na słodko z sosem truskawkowym :)
OdpowiedzUsuńkluski na parze jem tylko wytrawne z sosem mięsno-grzybowym. nie lubię wersji na słodko. Twoje są super, nie wpadłabym na pomysł, żeby zrobić je z maki razowej. super!
OdpowiedzUsuń