Totalnie nieogarnięta (też lubicie w wakacje spać do 10?) wyszłam tak jak stałam, zabierając tylko portfel, telefon i kilka czereśni na drogę. Dwie godziny autostrady + 30 minut na powiększony zestaw w makdonaldzie i parkujemy przy ul. Francuskiej.
Zakochałam się, zupełnie inaczej zapamiętałam to miasto, tak różne od wrocławskiego zgiełku.
Tramwaje jeżdżą ciszej, obcy ludzie życzą sobie smacznego, a podejrzany pan w tatuażach uprzejmie poleca bistro, za rogiem.
Totalna symbioza.
W mieście mych rodzinnych korzeni znalazłam własne miejsce.
Oczami wyobraźni widziałam już swoją kawiarnię w jednej z uliczek, przy Mariackiej.
Czyżby tutaj leżało moje serce?
Sorry, Wrocławiu, ale od głośnego gwaru twych ulic, chyba wolę słuchać śląskiej gwary... ;)
Jeszcze tylko dobra kanapka z katowickiego subway'a na pamiątkę i wyjazd na A4.
* * *
Dziś na kolację zrobiłam sobie taką fajną gruszkę.
Żeby nie było - z pleśniowym serem (w środku) i boczkiem (na zewnątrz). ;)
Płynne, ciągliwe wnętrze i chrupiąca, wędzona skorupka z zewnątrz.
Po kawałeczku maczane w ciepłym, słodkim sosie z borówek...urocze zwieńczenie dnia, na rozsłonecznionym tarasie.
Gruszka pieczona z serem pleśniowym i boczkiem
/1 porcja/
(wartość energetyczna porcji - ok. 300 kcal)
- gruszka
- 25 g sera z niebieską pleśnią (np. gorgonzola, lazur)
- plaster boczku (ja kupiłam kostkę boczku i miałam problem z wykrojeniem długiego paska - polecam więc kupić boczek w paskach :D)
- garść borówek lub malin + 1/2 łyżeczki cukru pudru
Borówki wymieszać z cukrem i łyżką wody w garnuszku. Zagotować i ciągle mieszając, podgrzewać, aż owoce się rozpadną i powstanie gęsty sos.
Poza tym - jedliście dziś naleśniki? ;)
Jeśli wiedzieliście o fejsbukowej akcji 'Cała Polska smaży naleśniki', z pewnością dzierżyliście dziś w dłoniach patelnię - tak jak ja, przed obiadem... ;)
nie ma to jak dodać przepis prawie o 1 w nocy co? :D haha aż zgłodniałam
OdpowiedzUsuńjaka Ty jesteś cudna !!!
OdpowiedzUsuńłojejku :* :))
UsuńGdzie kupilas spodenki? :)
OdpowiedzUsuńprimark, w Szkocji :)
Usuńja tam Katowicę często widzę-zgiełk, szum, ect też tam są :)
OdpowiedzUsuńAle gruszka 1sza klasa, połączenie bardzo ryzykowne!
oczywiście , że jadłam naleśniczki ;)
OdpowiedzUsuńooo Katowice ! często jeżdżę ;D mam blisko ;p
gruszka w ciekawej kompozycji, I like it ;)
ciekawie zestawiona ta gruszka ;)
OdpowiedzUsuńi masz cudne spodenki <3
Kaaatowice som fajne.. :D
OdpowiedzUsuńGruszki w takim wydaniu nie jadłam, a ostatnio mam na te owoce jakąś fazę akurat :D
OdpowiedzUsuńO! Witam Cię w moich progach haha :))) Faktycznie jeśli by porównać inne miasta (a byłam w wielu :P) to Katowice są cichym miastem. Mariacka nocą szaleje, tam w weekend nie ma gdzie usiąść tyle jest ludzi ;) Zapraszamy częściej a najlepiej na jakiś zlot blogerek gotujących i ich fanek :D
OdpowiedzUsuńPycha połączenie :) Taka zaskakująca podróż zawsze jest najlepsza : )
OdpowiedzUsuńŚwietnie wygląda gruszka i pewnie też tak smakuje :D
OdpowiedzUsuńJejku, jesteś prześliczna! <3 Co do wpisu - jadasz czasami fast food'y? :)
OdpowiedzUsuńdziękówka ^^ ;*
Usuńtak, jadam, w sumie to średnio raz na tydzień. :)
Wybacz ale, az mi się niedobrze zrobilo. Jesz fastfoody raz na tydzien? i to ma byc blog kulinary, z promowaniem takiego syfu?! jeszcze ten usmieszek na koncu. no blagam, obudzcie sie ludzie! lubie twoj blog, ale mialem Cie za madrzejsza dziewczyne, nie tylko sliczna..
Usuńno trudno. :)
Usuńdo Anonima: wszystko jest dla ludzi fast foody też. Ja też sięgam czasami po takie rzeczy a szczególnie w wakacje. Nie bądź jakimś ekosnobem ;/
Usuńa wolisz jadać sama czy z kimś? czy kiedykolwiek oszukiwałaś i chowałaś jedzenie?
OdpowiedzUsuńwolę jeść w towarzystwie. ;)
Usuńjasne, że oszukiwałam i chowałam jedzenie, ale byłam wtedy jeszcze dzieckiem, miałam 11 lat. ;)
teraz nie mam przed kim chować i kogo oszukiwać, raczej nikt nie kontroluje 23-latki ;)
a odczuwasz czasem głód/ochotę? ;)
Usuńuuu, praktycznie zawsze. :) niepokoję się, kiedy jest inaczej. :D
UsuńCzasem zaraz po zjedzeniu sytego obiadu już mi się chcę czegoś słodkiego ;pp
to na pewno zdrowy objaw ;) lubisz takie uczucie, czy wolisz być najedzona? :)))))
Usuńo rany, nie wierzę, że komus się podobają katowice! :) studiuję tam, niestety muszę bywać codziennie i szczerze tego miasta nienawidzę. Za ten bród, syf i masę napływowych ludzi ze śląskich wsi, aż mnie ciary biorą na samą myśl, ze muszę tam jutro pojechać
OdpowiedzUsuńhaha - a widzisz! jednak przy pędzącym Wrocławiu, Katowice to taka ostoja spokoju.. :)
UsuńO jaki miły i pyszny wpis :) Porywam naleśniki! A smaku gruszki z takimi dodatkami jestem bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńo jak miło, odwiedziłas moje miasto :) nie sadzilam ze ktos sie tak pozytywnie o nim wypowie bo zazwyczaj słysze to co w komentarzu wyzej ze brudno i zle.
OdpowiedzUsuńNalesnikow nie jadlam z rok jak nie dluzej, nie przepadam za ich robienie i smazeniem i srednio mi to wychodzi niestety...ale w koncu tak nimi kusisz ze odwiedze jakas dobra nalesnikarnie o ile znajde taka w moim miescie.
a jak kotek?
Agunia
Pysznie wyglądają te Twoje naleśniki:-)
OdpowiedzUsuńZnam to bistro, chodziło się między zajęciami na uczelni. Zielony koktajl pierwsza klasa! ;)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem wpadnij do Złotego Osła, szpinakowy tort naleśnikowy rozsadza umysł!