Nie będę Was kłamać, i tak by to nic nie dało.
To MIAŁY BYĆ nocne bułeczki i MIAŁO BYĆ bardzo dobre, duże ciasto z rabarbarem (a na zdjęciach widzicie babeczki, nie?).
Bułki wyrastały 22 godziny (w tym 12 wcale nie w nocy), a rabarbarowy zakalec zamiast w koszu, wylądował ponownie w piekarniku, w formie babeczek, które były całkiem niezłe, ale poważnie wolałabym oryginał.
Nie wiem o co chodzi, bo kurczowo trzymałam się przepisów. No, może tylko zamieniłam otręby na mąkę żytnią, a na malutką tortownicę wlałam tyle ciasta, co na trzy placki...
Jasne, mogłabym teraz podać te nieszczęsne przepisy, licząc, że może - a nóż - Wy nie będziecie płakać nad blachą pełną niedopieczonego ciasto-budyniu, ciesząc się o poranku smakiem bułek, które magicznie wyrosły przez noc w lodówce.
Mogłabym - tylko na czyje ryzyko? ;)
Zostając przy zdjęciach niedzielnego (ostatecznie pysznego!) śniadania, pozostawiam Was z lekką nutką niedosytu.
I poprawę obiecuję, co poświadcza niebiański zapach...bardzo dobrego, dużego ciasta z rabarbarem, które przed godziną wyciągnęłam z piekarnika. ;)
ciekawy sposób na uratowanie rabarbarowego zakalca! u mnie pewnie wylądowałby w śmietniku ;-)
OdpowiedzUsuńmnia, pyszności! trzeba korzystać z sezonu na rabarbar <3
OdpowiedzUsuńCzyli jednak prawie się doczekałam, ale nie do końca ^^ Ale pięknie wyglądają tak czy inaczej
OdpowiedzUsuńA na ciacho z rabarbarem czekam, bo ostatnio właśnie za mną chodzi :D
masz aska? :)
OdpowiedzUsuńTak czy siak...wszystko wyszło idealnie!:D
OdpowiedzUsuńps. czekam na ciacho (:
ja tam kocham wszystko co zakalcowate i na twoim miejscu bym się cieszyła ;d
OdpowiedzUsuńjak tu pięknie!
OdpowiedzUsuńwspaniałe śniadanie :) tylko margarynę bym odstawiła na bok i zamieniła na masełko, bo jest niezdrowa ;p
OdpowiedzUsuńnie cierpię rabarbaru...
OdpowiedzUsuńtati
jakie śliczne bułeczki! domowe rządzą :D I czekam z niecierpliwością na przepis na ciasto!
OdpowiedzUsuń