Jedzenie w Paryżu jest bezdyskusyjnie pyszne. Tu po prostu wszystko smakuje lepiej, nawet najtańszy serek z supermarketu.
Jeśli podczas napiętego planu zwiedzania najdzie Was nagły głód - możecie w ciemno wejść do pierwszej lepszej knajpki. I tak jedzenie będzie wyborne, tego zwyczajnie nie da się tu zepsuć.
Francuzi mają niezwykły zmysł do łączenia prostych, lokalnych składników w wyrafinowaną całość.
Świeżość, prostota, tradycja - nadają kunszt francuskiej kuchni.
Jedzenie jest wszędzie, wprost woła zza szyb i gablot piekarni, cukierni, barów, restauracji....
Człowiek chciałby wejść i wszystkiego spróbować. I tylko jeść, jeść, jeść...choćby oczami. ;)
przed wejściem piekarni La Bonne Cochonnerie,
111 Rue Caulaincourt, Paryż
111 Rue Caulaincourt, Paryż
postanowiłam zamknąć w formie wskazówek dla przyszłych, przeszłych i obecnych turystów, dla wszystkich miłośników francuskiej kuchni (i kuchni w ogóle) a także dla tych, którzy wciąż myślą, że żabojady jedzą wyłącznie ślimaki....no, i żaby, oczywiście. ;)
wnętrze piekarni La Bonne Cochonnerie,
111 Rue Caulaincourt, Paryż
111 Rue Caulaincourt, Paryż
Piekarnie w Paryżu są na każdym rogu, w każdej uliczce, co parę(naście) kroków.
Nie stanowią dla siebie konkurencji, bo asortyment każdej z nich jest zupełnie odmienny.
Nie możecie więc liczyć na to, że dostaniecie dokładnie taką samą bagietkę w piekarni A, co w piekarni B, mieszcząca się w równoległej uliczce.
Co ciekawe, asortyment bywa różny nawet w jednej, konkretnej piekarni!
Nie warto więc pozostawać wiernym jednemu wypiekowi.
Jeśli w czwartek popołudniem upatrzycie sobie fajny, podłużny, rustykalny chleb z suszonymi figami i zaśniecie z myślą ''Jutro rano kupię sobie taki na śniadanie'', to musicie być przygotowani na ewentualne rozczarowanie.
Zamiast niego, ekspedientka zaoferuje Wam inny, zaczynając od słów ''Today, we have...'' i w rezultacie opuścicie piekarnie z okrągłym bochenkiem napakowanym rodzynkami, pistacjami i morelami. I oczywiście bagietką pod pachą. ;)
brioche za gablotą, w piekarni Paul, 13 Rue Lepic
Oprócz świeżych i wyjątkowo chrupiących bagietek (w dodatku zawsze jeszcze ciepłych) czy popularnych croissantów (te paryskie smakują zupełnie inaczej!), Francuzi zajadają się maślanymi petit pain i brioche.
Delikatne, puszyste bułki i bułeczki, podobne do chałki, obsypane niekiedy perlistym cukrem czy wypełnione czekoladą lub owocami - idealnie pasują do porannej kawy...
nasze śniadanie: maślane brioche (moja z perlistym cukrem) oraz ciastko francuskie z czekoladą + jogurty owocowe i konfitura
No, a najlepiej tez plan awaryjny, gdyby jednak czegoś nie było.. ;)
nasze śniadania: bagietka z kremowym serkiem, szynką i pomidorem/maślana brioche z masłem, konfiturą, kremem kasztanowym
przed wejściem do sklepu Berko z amerykańskimi słodkościami (babeczki, serniki), 31 Rue Lepic, Paryż
witryna cukierni w pobliżu wyjścia z metro, stacja Pigalle
Musimy się liczyć z tym, że wchodząc do piekarni po pieczywo na śniadanie, wyjdziemy z niej nie tylko z chlebem (i bagietką ;)), ale też z chociażby jednym ciastkiem czekoladowym/tartaletką z owocami/kawałkiem sernika/babeczką lub, oczywiście, makaronikiem.
Nie oznacza to, że dostaniemy je w gratisie - po prostu każda piekarnia jest jednocześnie cukiernią i tak, jak w przypadku wyżej opisanych piekarni - każda oferuje inny asortyment.
Nie można się więc dziwić, że podczas zwiedzania Paryża, co chwilę naszą uwagę odwracały przeszklone witryny cukierni, eksponujące swoje wypieki niczym drogocenne arcydzieła w Musee d'Orsay.
Pozostaje odwieczny dylemat - czy to jeszcze jedzenie, czy już sztuka? I jak zjeść ciastko, i jednocześnie mieć ciastko? ;)
gablota cukierni-piekarni, 92 Rue Lamarck
sklep ze słodyczami, w targowej uliczce przy Sacre Coeur
gablota cukierenki przy restauracji Angelina, 226 Rue Rivoli, Paryż
3. Makaroniki - czyli smak luksusu
Małe, bezowe ciasteczka przełożone cieniutką warstwą kremu. Tęczowe, mieszczące się w dziecięcej dłoni, na jeden (góra dwa!) kęsy. Niech Was jednak nie zmyli ich niepozorny rozmiar! Cena rozwiewa wszystkie wątpliwości i sugeruje - ''masz do czynienia ze sztuką'' (receptura jest wręcz aptekarska, a samo wykonanie wymaga sporej cierpliwości - sama próbowałam, zobacz TU).
Najdroższy makaronik kupiłam na Polach Elizejskich, w sklepie samego ojca makaroników - Pierre Herme.
Nie udało mi się niestety dostać kultowego smaku Ispahan (podobno najlepszy!), ale skusiłam się na Mogador - z mleczną czekoladą i owocem marakui.
makaronik Magador od Pierre Herme, za 2,20 euro
sklep Pierre Herme z makaronikami, na Polach Elizejskich
Oczywiście makaroniki możecie kupić w niższej cenie, w każdej cukierni, średnio po 1,50 euro za sztukę. Może nie będą tak idealne, jak oryginał, ale przecież nie o smak tu chodzi. Liczy się symbol, to prawie jak kulinarna wieża Eiffla. ;)
makaroniki od Laduree, w pamiątkowym sklepiku przy Wersalu
Jeżeli macie (za)dużo pieniędzy, albo jesteście pierwszy raz w Paryżu i czujecie się kulinarnie zagubieni - stołujcie się codziennie po restauracjach! Prawda jest jednak taka, że w krótkim czasie stracicie dużo gotówki, a naleśniki i tak będą uwodzicielsko pachnieć i kusząco wabić co parę metrów.
W końcu to francuski specjał! W dodatku tani (średnio 3 euro), smaczny i podawany od ręki - w dosłownym tego słowa znaczeniu! We Francji bowiem, ogromne naleśniki, po usmażeniu i zawinięciu (w rulon lub kopertę) wkłada się w papierową sakiewkę i podaje wprost do ręki. Bez noży i widelców, na ''szybko'', jak kawa ze starbucks'a.
nasze naleśniki: nutella + banan
Serwowane są również w słonej wersji, z szynką, serem (żółtym ;)) i pieczarkami (jambon, fromage, champignon).
naleśnikarnia przy wyjściu z metro, stacja Pigalle
naleśnikarnia przy wyjściu z metro, stacja Pigalle
Radzę szukać punktów, w których ciasto smażone jest na bieżąco - niestety, zdarzyło nam się trafić na budki 'odgrzewające' już wcześniej przygotowane placki. Takich ''świeżych'' punktów znajdziecie najwięcej w pobliżu placu Pigalle, tam też polecam się ''stołować''.
Nie tylko naleśnikowo - w tych rejonach mają też świetne, pieczone kurczaki, boskie fromagerie, a także kilka ciekawych knajpek - ale o tym dowiecie się już w drugiej części mojej kulinarnej wycieczki po Paryżu.. .:)
Jesteśmy zakochane w tych słodkościach! Współczuje tylko wyboru... bo jak tu się zdecydować jak wszystko wygląda tak pięknie i smakowicie?! :D
OdpowiedzUsuńAch, jak ja Ci zazdroszczę! Odkrywanie Paryża słodkimi ścieżkami to moje marzenia:)
OdpowiedzUsuńojej, rewelacyjne jest to zwijanie naleśnika. nigdy na to nie wpadłam i chyba inne nacje póki co też nie. : D
OdpowiedzUsuńkusisz. :) chcę do paryża w przyszłym roku! :D
ola
Podobają mi się te twoje francuskie migawki - idealnie pasują do całego klimatu bloga ;)
OdpowiedzUsuńAle fajnie się Ciebie czyta :) mogłabyś pisać książki :) pewnie nie tylko kulinarne...
OdpowiedzUsuńKulinarna wycieczka jak najbardziej mi się podoba! Moje serce skradły te słodkości i tartaletki! Podziwiam Cię jak mogłaś na cokolwiek się zdecydować bo ja chyba nie dałabym rady hehe ;) Cudnie tam! Zazdroszczę podróży strasznie.
OdpowiedzUsuńRocksanko...po pierwsze...śliczna jesteś!!...idealnie się wpasowujesz w te paryskie klimaty!!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takich doznań...bo jest czego;D a to, że potrafisz to wszystko obrać jeszcze w tak przyjemną treść...no bajka;) Życzę Ci wszystkiego co najlepsze, bo najlepsi na to zasługują...i dodatkowo z okazji urodzin->bądź szczęśliwa Kochana! 3mam kciuki za Ciebie...i siebie też przy okazji;)Pozdrawiam:*
Kasia Wu. z fejsa;)
I jak Paryżanki nie tyją przy takich słodkościach?? ;-; :P
OdpowiedzUsuńJa to bym w takim miejscu przytyła, za dużo pyszności, nawet jak się zje jedną rzecz dziennie to już się odkłada, więc zdecydowanie to miasto na taki wypad :P Może przesadziłam, ale ciężko utrzymac rozsądek, jak pokazujesz takie pyszności :))
OdpowiedzUsuń