Przebyłam serię chałkowego fatum niepowodzeń: jedne chałki rosły jak szalone, by po upieczeniu spektakularnie opaść i zamienić się w maślany zakalec.
Drugie - wręcz przeciwnie - jak na złość nie wyrastały w ogóle, stając się czymś na kształt twardych jak kamień, zasuszonych wypieków, zdobiących od miesięcy witryny niektórych piekarni (serio takie widuje, Wy też?)
Jeszcze inne, zaskakiwały podczas pieczenia swą wonią, gdy na 10 minut przed planowym wyjęciem z pieca, wywabiały mnie spod prysznica swądem spalenizny.
Miałam się już całkowicie poddać i pogodzić z myślą dożywotnego kupowania nadmuchanej powietrzem chałki w osiedlowym spożywczaku, gdy nagle....
...natrafiłam na TEN przepis!
Delikatna, mięciutka, otulająca swym kojącym zapachem...najlepsza.
Nie mogłam uwierzyć, że coś tak PUSZYSTEGO, WYROŚNIĘTEGO i absolutnie MAŚLANEGO może się udać bez dwukrotnego wyrastania (jak w przypadku prawie wszystkich, drożdżowych wypieków).
Ciasto właściwie rośnie w oczach i już po przełożeniu do foremki jest większe, niż przed sekundą - można by rzec, że ''rośnie jak na drożdżach''. ;)
To wszystko oczywiście oznacza, że jeśli planujecie leniwą sobotę (gdy śniadanie może chwilkę ''poczekać'' ;)) - ta brioche będzie idealnym dopełnieniem każdego, weekendowego poranka...
Brioche francuska
/keksówka ok 20 cm, chałka ok 850g/
(wartość energetyczna w 100 g - ok 350 kcal)
- 500g mąki
- 1 opakowanie drożdży instant
- 250 ml ciepłego mleka
- 1 jajko
- 70 g masła (miękkiego lub rozpuszczonego)
- 5 łyżek cukru
- szczypta soli
Nie zwlekając, od razu zaplatamy brioszkę w tradycyjny warkocz. Ciasto dzielimy na trzy, jednakowe wałeczki, łączymy ich końce u szczytu razem i pleciemy. :)
...a skoro jesteśmy już przy ''leniwych porankach'', to chyba miło by było przeciągać je do pory obiadowej, chociażby w weekendy? :)
Niemniej, zawsze fajnie, jak obiad 'zrobi się sam', nawet, jeśli miałoby to być w chińskiej restauracji. No, albo i włoskiej. ;)
kurczak w szynce crudo z sosem bbq i tortillą oraz panierowany camembert z żurawiną, restauracja Verona, Lubin / cielęcina w ''5 smakach'', restauracja Ha Noi, Lubin
Wygląda wspaniale!
OdpowiedzUsuńach, przypomniałaś mi te przepyszne paryskie wypieki - tam rzeczywiście wszystko smakuje lepie, ale Twoja brioszka chyba jeszcze lepsza!
OdpowiedzUsuńOmonomonom *-* ale bym takie cosik zjadła! :D
OdpowiedzUsuńJaka ona piękna :) Została spleciona tradycyjnie a urosła tak do góry ? hehe magia :) Muszę wypróbować ten przepis :) Domowe pieczywko najlepsze :) Udanej niedzieli :)
OdpowiedzUsuńtak! brioszkę zaplata się jak najzwyklejszy warkocz, bez żadnych szaleństw! :)
Usuńdziękuję i również życzę udanej niedzieli :)
Sliczna brioszka!
OdpowiedzUsuńJa, z totalnego lenistwa, niestety kupuje...
:)
jak polceasz mój lubin to napewno sama sprawdze :D
OdpowiedzUsuńo proszę, też pochodzisz z Lubina (i okolic ;)) ?
UsuńNiepokoi mnie Twój obojczyk, Słońce :|
OdpowiedzUsuńoj tam, oj tam, przecież jest okej :)
UsuńCudowna:)
OdpowiedzUsuńWygląda bosko! a już szczególnie z tymi dodatkami :D
OdpowiedzUsuńŚniadanie na słodko to idealne śniadanie ;)
oj chyba ją zrobię... sama tak tęsknie za brioszkami, matko, jak ja KOCHAM FRANCJE... czemu u nas nie może być tak dobrego jedzenia? :D
OdpowiedzUsuńzapraszam :3 http://iluminatium-mundi.blogspot.com/