O takim zjawisku mówimy, gdy na co dzień, jedząc zdrowo (bądź stosując jakąś dietę), pozwalamy sobie raz na jakiś czas (np. jeden dzień w miesiącu/tygodniu) na jedzenie wszystkiego, co ogólnie przyjęte za niezdrowe, wysokokaloryczne i tuczące.
I to nie w symbolicznych ilościach, a takich które znacznie przekraczających nasze całe, dzienne zapotrzebowanie!
Myk polega na tym, że jeśli zazwyczaj jemy zdrowo i grzecznie - nasz organizm nawet nie połapie się, że nagle pochłonął dwa razy więcej kalorii, niż potrzebuje.
Czemu by więc nie skorzystać, i trochę zaszaleć? ;)
W moim dziennym menu, czasem pozwalam sobie na jakiś jeden ''cheat meal'', czyli trochę niezdrowy, wysokokaloryczny posiłek (jak np. słoik Nutelli, duża czekolada Milka).
W komentarzach pod poprzednim, czwartkowym wpisem padł pomysł kontrolowanego ''cheat day''.
Pomyślałam, czemu nie?
Menu miało być jednak (w miarę) zdrowe, więc...
- są NALEŚNIKI, ale orkiszowe i z twarogiem!
- jest PIZZA, ale pszenno-żytnia!
- są LODY, ale jogurtowe!
- jest MASŁO, ale orzechowe!
- są TŁUSZCZE, ale te zdrowe, z orzechów!
- i jest ALKOHOL, ale usprawniające trawienie wino! ;)
to co, gotowi zobaczyć moje niecałe 5000 kcal? :)
Śniadanie: naleśniki orkiszowe (z połowy TEGO przepisu) z twarożkiem domowym (200g), truskawkami, chałwą waniliową (80g) i konfiturą truskawkową (20 g) - ok. 950 kcal
II śniadanie: garstka nerkowców (20g), napój energetyczny Red Bull - ok 270 kcal
Obiad: trochę ponad pół domowej pizzy na pszenno-żytnim cieście, z kozim serem, salami, papryką, pomidorowym sosem i rukolą + pół litra różowego wina półsłodkiego - ok. 1400 kcal
Podwieczorek: porcja lodów jogurtowych (100g), mała brzoskwinka (wkrojona do lodów) - ok. 250 kcal
Kolacja, po 20 godzinie: słoik masła orzechowego (350g) - ok. 2100 kcal
razem: 4970 kcal