niedziela, 24 stycznia 2016

Chcę jeść - chcę żyć. - ED awareness week 2016

Dziś nie będzie przepisu na ciasto, choć wpis jest o jedzeniu.
A właściwie o nie-jedzeniu, nie-życiu i poszukiwaniu swojego nowego, właściwego
przepisu na piękne, prawdziwe życie.

Życie bez choroby, bez uczucia winy i nienawiści do spoglądania w lustro, bez nieustannej walki z rodziną, przyjaciółmi, swoimi demonami
i wreszcie - z samym sobą.

Pewnie większa część z Was, kochani czytelnicy, wie z moich archiwalnych wpisów, że historia powstania Tęczy w słoiku wcale nie jest taka tęczowa.
I że zanim zaczęłam piec (i w końcu też jeść!) te wszystkie pyszności z moich zdjęć,
przez 10 lat toczyłam walkę
 ze swoim najmroczniejszym, życiowym przeciwnikiem - anoreksją.
To właśnie w ciągu ostatnich 4 lat ten blog, to miejsce i Wasze wsparcie - pomogło mi - na własną rękę - pokonać Ją.
Ją, bezwzględna i podstępną chorobę, po cichu wyniszczającą ciało i duszę.
Chorobę, z którą jednak można wygrać.

Dziś, ze swoim workiem pełnym doświadczeń i wdzięczności, to ja chcę Wam coś dać od siebie.
Co roku, ostatni tydzień lutego ogłaszany jest jako ''Eating Disorder Awareness week'', czyli tydzień uświadamiający problem zaburzeń odżywiania.
Jako, że często pytacie mnie w mailach, komentarzach lub na  Instagramie o różne sprawy związane z tematem choroby, wraz z Cukrową Wróżką, której historia jest bardzo podobna,
chciałyśmy za miesiąc opublikować szersze odpowiedzi na najczęstsze czy najtrudniejsze pytania,
dzieląc się przy tym własnymi poglądami.
Dlatego, jeśli chcielibyście o coś zapytać, nie krępujcie się
piszcie na maila teczawsloikublog@gmail.com 
lub poprzez DM na moim Instagramie - @Rocksanka .

Oczywiście, Wasze nicki/imiona pozostają jedynie do mej wiedzy, a ja postaram się odpowiedzieć na zadane pytania prywatnie, najszybciej i najlepiej jak potrafię.

Pytania możecie kierować również do Cukrowej Wróżki poprzez jej mail, bądź IG - @Sugarxfairy.

Trzymajcie się ciepło w ten styczniowy dzień i pomimo wszystkich mrozów i śniegów, bądźcie pełni nadziei i samych dobrych myśli - bo przecież po każdej zimie przychodzi wiosna. :)



20 komentarzy:

  1. Hej, Twojego bloga śledzę od samego początku;) Przez ten czas sama borykałam się z ed, w moim przypadku była to bulimia. Nie wiem czy wygrałam, ale priorytety w moim zyciu nieco się zmieniły i walka o chudość nie jest już moim celem, chociaż w chwilach smutku mam zawsze ochote rzucić się na żarełko. Nawet bez tej notki wiem, że wychodzisz zwycięsko że szponów choroby. Skąd? Tak jak mówiłam wcześniej - od samego początku śledzę Twojego bloga, zdążyłam się do Ciebie przywiązać :D Mimo przejścia na weganizm, zawsze tu zaglądam (wszystkie przepisy można dostosowac pod siebie) i widzę, że ze coraz częściej zamieszczasz zdjęcia swojej uśmiechniętej buźki, a nie chudego ciała z wyciętą głową, bądź twarzą zasłoniętą włosami. Po prostu widać, ze akceptujesz siebie.
    Dobrze, że jesteś i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej :)
    Pozdrawiam
    Karolka M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że poruszycie temat, który wciąż w naszym społeczeństwie jest uważany za tabu. Boli mnie też traktowanie go jako fanaberii i sprowadzanie tylko do chęci posiadania wychudzonej sylwetki, ludzie nie wiedzą, że problem jest znacznie bardziej skomplikowany ("it's not about food!"). Brakuje też zrozumienia dla osób cierpiących na zaburzenia odżywiania, ale mieszczących się w zdrowych wartościach BMI. Posiadanie prawidłowej wagi nie odzwierciedla tego, co dzieje się w umyśle. Sama jestem przykładem osoby, ktora po przytyciu i wyjściu ze skrajnej niedowagi była uznawana za zdrową. Gorzej, że stan psychiki miałam taki, jakiego nie życzę nawet najgorszemu wrogowi. Dopiero dobre wsparcie psychologiczne i chęć walki z mojej strony pozwoliło mi odbić się od dna. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda się zwalczyć chorobę w 100%, według mnie z anorektykami jest trochę jak z alloholikami, musimy pilnować się przez całe życie, czasami wystarczy kryzys, poczucie utraty kontroli nad tym co dzieje się z naszym życiem żeby wrócić do "starych nawyków".
      Cieszę się, że Tobie i Cukrowej Wróżce udało się wygrać z tym świństwem i mam nadzieję, że Wasz wspólny post trafi do szerszej publiki i pomoże innym. Na koniec dodam tylko, żeby nie bagatelizować tego problemu, ED ma najwyższą śmiertelność wśród chorób mentalnych.

      Usuń
  2. Jesteście wspaniałe! Ja chyba nie zdobyłabym się, aby tak otwarcie o tym mówić, jest tyle krzywdzących stereotypów związanych z ED. Podziwiam Was za odwagę, otwartość i pewność siebie, bo tej ostatniej też potrzeba, aby powiedzieć "Tak, chorowałam na anoreksję/bulimię". To wciąż są choroby nierozumiane. Pozdrawiam serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo Dziewczyny, blogi Wam pomogły :)teraz chciałybyście pomóc innym <3, bo już wiecie, co znaczy choroba i możecie być nadzieją na życie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. A mozna zadawac tu pyt jako Anonim, a Wy odp normalnie w notce np?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można pod notką - na te prostsze postaram się od razu odpowiedzieć - na tu trudniejsze i wymagające dłuższej odpowiedzi, będę odpowiadać w dłuższym wpisie, który pojawi się na blogu w ostatnim tygodniu lutego

      Usuń
    2. Co zrobic w sytuacji kiedy mam nawrot choroby, (naprawdę trudno mi się zmusić do jedzenia) a rodzina tylko powtarza "nie jedz, najwyzej zemdlejesz na ulicy i wyladujesz w szpitalu". Takie slowa powoduja, ze.. jeszcze bardziej nie mogę nic przełknąć :( Czuję się bezradna. Nie wiem co robić.

      Usuń
    3. przede wszystkim, powiedz rodzinie otwarcie, że takie słowa nie są dla Ciebie zachętą i działają wręcz odwrotnie. Pamiętam te momenty, kiedy jadłam naprawdę znikome ilości, a idąc ulicą czułam się dokładnie tak, jakbym miała zaraz zemdleć. Oczywiście, nie chciałam się tak czuć, nikt nie chce - Ty również. Jak wiadomo, jedzenie jest naszym paliwem. Pewnie, można od niego przytyć, ale kiedy jest go zwyczajnie za dużo. Normalne ilości pożywienia idą w pierwszej kolejności na to, by Twoje włosy były lśniące, oczy błyszczące, uśmiech promienny, a nogi...silne, by nosić Cię po ulicach i ścieżkach pięknych miast i ciekawych miejsc. :) Nie jesz po to, by tyć, Ty jesz po to, by mieć siłę i żyć. Cieszyć się życiem. Patrz na to głównie w ten sposób. Twoje posiłki nie muszą być wielkie, wystarczy, że będą regularne, ładnie przygotowane i smaczne - po kilka inspiracji zajrzyj do moich foto-menu, jakie wstawiałam na bloga, gdy sama chciałam dojść do siebie i mieć w końcu takie życie, o jakim marzyłam. :) Koniecznie zobacz to http://www.teczawsloiku.pl/2015/04/moj-dzienny-jadospis-foto-menu-w.html i jeszcze to http://www.teczawsloiku.pl/2015/04/co-jadam-w-czwartek-czyli-moje-foto.html albo np to
      http://www.teczawsloiku.pl/2015/05/co-jadam-w-czwartek-czyli-moje-foto.html

      Jedz często niewielkie porcje, np takie, jakie jadłam ja, lub takie, na jakie Ty sama masz ochotę, każdy lubi wszak coś innego. :)
      I zapewniam Cię - nie przytyjesz, to nie jest teraz Twoim celem.
      Chodzi o to, byś już nie wyniszczała swojego ciała i nie katowała się, a jadła tyle, by Twój organizm mógł funkcjonować i mieć siły, cała reszta przyjdzie później. Musisz się odżywić i dodać sobie eneregii, więc napoje typu nutridrinki z apteki też Ci w tym pomogą (choć nie wszystkim smakują ).

      Pozwól być sobie piękna i silna.
      Szczupła i zdrowa.
      Z kontrolą, ale taką prawdziwą, nie ułudną, którą daje Ci choroba.
      I pamiętaj, nie żyjemy po to, by jeść, a jemy po to, aby żyć.
      Pozdrawiam ciepło :*

      Usuń
  5. To jest super!! Jestem z Ciebie dumny. Tati

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ci gratuluję, naprawdę. Ja też wiem co to zaburzenia odżywiania i nie życzę tego nawet najgorszym wrogom. Niestety u mnie nie jest tak kolorowo, choruję od 6 lat i niedawno z ano wpadłam prosto w bulimię i kompulsję. porażka....nigdy nie czułam do siebie takiej nienawiści jak teraz. Cieszę się, że nie wszystkie historie kończą się jak moja. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze wiem, o czym mówisz - sama przechodziłam przez kompulsy i napady bulimiczne - jednak i nad tym się da zapanować! przy każdym 'ataku na jedzenie', wyobrażałam sobie, że to prosta droga do tego, by w mgnieniu oka znów odzyskać sylwetkę sprzed odchudzania, a nawet dorzucić jeszcze wiele nowych kilogramów...I wyobrażałam sobie, że mój organizm w ten sposób się rozwala, tkanki wariują, magazynują wodę, puchnę, wypłukuję makro i mikroelementy, odwadniam się, nie mam siły, niszczę zęby, a przecież jestem asystentką stomatologiczną... Te myśli, raz za razem pomogły mi ograniczać i zmniejszać nasilenie napadów, z czasem całkowicie je wyłączając. Regularne posiłki bardzo w tym pomagają. Poza tym, ważne, by nie wykluczać ze swojego menu rzeczy, które kochamy. Np, słodyczy. Oczywiście, trzeba je ograniczać, ale nie wyeliminować. Jeśli dziennie zjesz jednego batonika, dwa ciastka, coś co lubisz - nie przytyjesz od tego - Twój organzm przyzwyczai się, że codziennie ma taką dawkę, nie tylko nie będzie magazynował kalorii z tego, ale też nie będzie miał takiej 'chorej' potrzeby rzucania się na jedzenie. Wiem, pewnie zaraz pomyślisz ''jeden batonik, taaa, a po nim rzucę się na kolejny i kolejny...''. Tak, na początku możesz mieć taką ciągotkę. Jednak po kilkudniowym 'treningu' silnej woli i przyzwyczajania się do regularności, pzrestaniesz odczuwać te wszystkie emocje, które towarzyszą Ci zjadaniu czegoś dobrego i kalorycznego. Musisz spróbować.
      Nie głodź się, nie przejadaj, kochaj siebie, szanuj siebie.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  7. Podziwiam Cię od kiedy założyłaś bloga. Jesteśmy prawie w tym samym wieku, ja walczę już ponad 10 lat... i niestety zmienia się tylko spektrum ( ana/ mia/ bed) i nasilenie objawów a waga waha od skrajnie niskiej do skrajnie wysokiej (40- 80kg).
    Raz nawet pochwaliłam Ci się jak ogromne wyszły drożdżówki z Twojego przepisu ;)
    Dziękuję że dajesz mi nadzieję, nadzieję że po nawet wieloletnim "oswojeniu choroby" i trwaniu w "kontrolowanej anoreksji" da się z tego w pełni wyjść i zaakceptować siebie jako dorosłą kobietę, której należy się szacunek, wypoczynek i bycie nie - idealną. Serdecznie pozdrawiam (przepraszam, że z takiego konta, ale moje osobiste to pełne nazwisko, a wolę nieco zachować anonimowość).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej! pamiętam ten komentarz o drożdżówkach! :)
      mam nadzieję, że Twoje 'oswajanie choroby' idzie w coraz lepszym kierunku, w miejsce, w którym osiągniesz stabilizację, ten spokój i pełnie szczęścia z samą sobą, bardzo bym tego chciała dla Ciebie. Trzymam więc mocno swe kciuki i pozdrawiam baaardzo ciepło :*

      Usuń
  8. Kiedy będą opublikowane te pytania ?

    OdpowiedzUsuń
  9. ostatni tydzień lutego to tydzień całej akcji ed awarness week. W tych dniach, wraz z Cukrową wróżką postaramy się przybliżyć problem zaburzeń odżywiania, oczywiście uwzględniając Wasze pytania. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajnie, że wykorzystujesz swoje doświadczenia, by pomóc innym. Moje pytania:
    1. Czy w przypadku zaburzeń odżywiania też panuje taka opinia, jak w przypadku alkoholizmu - że trzeba sięgnąć jakiegoś swojego dna, aby zacząć się leczyć? Ciekawi mnie to, bo sama na razie nie znajduję wystarczającej motywacji do wyzdrowienia, mój stan się nie pogarsza i boję się, że rzeczywiście ocknę się dopiero, gdy wydarzy się coś poważnego.
    2. Czy wyzdrowienie musi się wiązać z przytyciem? Czy znasz osoby, które pokonały ed i nie przytyły? Mam parę kilo niedowagi, ale nie jestem wychudzona; nie wyobrażam sobie choćby minimalnego przytycia, a gdy skacze mi waga, to wręcz czuję się znacznie gorzej i motywacja do leczenia zupełnie ucieka.
    3. W jaki sposób rozmawiać o chorobie z opornymi rodzicami? Moi o niczym nie wiedzą (albo udają), nie orientują się w temacie i obawiam się, że gdy im powiem, to reakcją będą wyrzuty i zmuszanie do "normalnego" (ich zdaniem - czyli obfitego) jedzenia, a to wcale mi nie pomoże. Jestem już co prawda samodzielna, więc nie jest to jakiś palący problem, ale chciałabym w końcu z nimi porozmawiać, wytłumaczyć pewne moje zachowania i przerwać tę atmosferę niedopowiedzeń.
    4. Czy mogłabyś opisać, jak mniej więcej wygląda (albo jak wyglądała w Twoim wypadku) współpraca z psychiatrą i psychologiem? Szczególnie ciekawi mnie, ile pozytywnego wnosi taka specjalistyczna pomoc i jak wielka jest różnica między podjęciem terapii a próbą leczenia na własną rękę (bo wiadomo, że zawsze warunkiem jest chęć wyzdrowienia).
    5. Z powyższym łączy się kwestia leków - czy w przypadku ed da się dobrać skuteczne leki, które jednocześnie nie będą przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu (praca, studia)? Moje pierwsze leki okazały się za słabe, a jednocześnie mnie usypiały, mam nadzieję, że da się znaleźć coś lepszego.
    Zadam te pytania specjalistom, ale jestem ciekawa Twojego doświadczenia. Będę ogromnie wdzięczna za odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już Kochana, odpowiadam :) :
      1. Myślę, że porównanie do alkoholizmu może być po częście trafne, jednak wiele zależy od samej chorującej osoby, w którym momencie się 'ocknie'. Oczywiście, bywa, że jest to skrajny, jakiś przełomowy moment, w którym osiąga się dna, z doświadczenia wiem, że bywają też sytuacje, w których osoba, zanim choroba rozwinie się na dobre, potrafi sama sobie powiedzieć 'stop'. Osknąć możesz się w każdym momencie. Od Ciebie tylko zależy, czy wybierzesz pełne, zdrowe życie pełne szczęscia, usmiechów i pozytywnych wydarzeń, czy też tkwienie w chorobie, które zatrzymuje wiele życiowych spraw, a niektóre więc zamykają na dobre.
      2. Wyzdrowienie nie zawsze wiąże się z przytyciem, tak jak bycie chudym nie zawsze jest oznaką anoreksji. Niemniej jednak, przytycie i doprowadzenie swojej fizyczności ma duże znaczenie w wyjściu z choroby. Anoreksja to choroba nie tylko ciała, ale i duszy. Siedzi w psychice, i to w niej właśnie się zaczyna - dlatego na pierwszym miejscu trzeba walczyć własnie z tym, doprowadzając swoje myślenie i spojrzenie na życie (oraz własną osobę) do porządku. Wiąże się to z akceptacją własnej osoby, a co za tym idzie - ze wszystkimi swoimi mankamentami, wadami i zaletami, z każda częscią swego ciała - łącznie z jego wagą i wyglądem. Więc przytycie nie jest konieczne, ale uważam, że niezwykle istotne i tylko razem z nim można mówić o pełnym wyzdrowieniu.
      3. Rodzice martwią się o Ciebie i nawet, jeśli nie rozumieją problemu, na pewno widzą, że mało jesz i chudniesz. Porozmawiaj z nimi otwarcie, nie bój się ich reakcji - powinni wiedzieć, z czym się zmagasz. Wytłumacz, jakie są Twoje uczucia, jakie masz lęki i obawy, powiedz, że chcesz, by byli dla Ciebie wsparciem. Muszą też wiedzieć, że zależy Ci na tym, by wyrwać się z objęć choroby. Nie będą Cię w końcu wspierać w tkwieniu w czymś, co niszczy ich dziecko. Pokaż im, że naprawdę jesteś samodzielna i potrafisz sobie poradzić, walcząc ze swoimi demonami. Niech widzą, że jesz, że więcej nie chudniesz (powinnaś na początku przynajmniej trzymać osiągniętą wagę), nie muszą to być 'obfite posiłki', po prostu odżywiaj się zdrowo, jedz to, co lubisz, w rozsądnych porcjach, nie głodź się, nie chudnij. Pokaż, że jesteś mądrą, dojrzała osobą, która sama potrafi zadbać o siebie, by być zdrowa i piękna.
      4. W obecnej sytuacji, po nawrocie choroby w 2010 roku, nie miałam w ogóle współpracy ze specjalistami z zewnątrz, choć zdaję sobie sprawę, że wsparcie mojej mamy, która jest z zawodu psychologiem, który (o ironio) sam zajmuje się terapią osób z ed, było to bardzo znaczące. Przede wszystkim doceniam wartość długich rozmów (patrz punkt 3 - rozmowy z rodzicami są bardzo ważne!), jej zrozumienie problemu i to, że nigdy we mnie nie zwątpiła. Dawała (i wciąż daje!) mi wsparcie, które wzmocniło moje poczucie pewności siebie i podbudowało swoją wiarę, że z chorobą można wygrać. Poprzednie konsultacje ze specjalistami z czasów, gdy zachorowałam po raz pierwszy (11-12 lat), wspominam dość źle, osoby totalnie nie mające pojęcia o temacie lub szprycujące mnie lekami - jednak było stosunkowo dawno, więc podejrzewam, że od tamtego czasu terapie z psycholgiem/psychiatrą poszły w o wiele lepszym kierunku i obecnie są na naprawdę dobrym poziomie.
      5. Sama przyjmowałam leki w swoim najgorszym stadium choroby - z początku lekkie, na 'lepsze samopoczucie', później antydepresanty dośc mocne, które powodowały u mnie również uczucie ospałości, byłam zmęczona i trochę jakby 'w innym świecie', z pewnością nie były to leki dobrane odpowiednio, jednak stanowczo uważam, że szprycowanie młodego organizmu tak silnymi lekami w przypadku ed jest rzeczą niewłaściwą, i nie powinny być one uzupełnieniem specjalistycznej terapii oraz diety, która w przypadku leczenia jest niezbędna.

      Mam nadzieję, że moje odpowiedzi okażą się pomocne, w razie jakichkolwiek innych pytań, śmiało pisz, postaram się odpowiedzieć najlepiej, jak umiem.
      Trzymam za Ciebie kciuki i przesyłam dużo mocy, do walki ! :*

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo za obszerną odpowiedź i wsparcie! Twoje wypowiedzi są niezwykle pomocne, motywują do walki i jednocześnie pozwalają spojrzeć na sprawę z optymizmem, poczuć się jakoś tak normalnie i niesamotnie w tej paskudnej chorobie - dla mnie to bardzo ważne, bo najgorsze chwile przeżywam, gdy wpadam w pesymistyczny nastrój i nienawiść do samej siebie. Dopóki nie zgłosiłam się do lekarza Twój blog był jedynym miejscem, gdzie mogłam przyznać się do choroby i trochę wygadać. Dzięki :*

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...